Jerzy Baczyński, Paweł Tarnowski: – Mieliśmy udane 25 lat? Polska transformacja okazała się sukcesem?
Jerzy Hausner: – Jasne, że tak. Aby zakwestionować tę tezę, a nie brak takich, co próbują, trzeba wykonywać jakieś makabryczne, umysłowe figury. Nie widzę żadnego powodu, żeby wycofać się z określenia: „oczywisty sukces”. Z międzynarodowych statystyk wynika jasno, że w swojej kategorii – państw Europy Środkowo-Wschodniej – przez ostatnie ćwierćwiecze polska gospodarka rozwijała się najszybciej, a dziś – w okresie globalnego kryzysu – jest dynamiczna i stabilna zarazem. Oczywiście nie twierdzę, że wszystko poszło perfekcyjnie.
Z sondaży wynika, że ludzie nie mają poczucia tego sukcesu. Pytani o stan, perspektywy gospodarki nie eksplodują optymizmem, są rozczarowani. Nie tyle może osobistą sytuacją, ile stanem państwa. I raczej nie wierzą w trwały sukces. Jak pan wyjaśnia tę sprzeczność? Polskie malkontenctwo? Z przekonaniem chwalą nas głównie za granicą.
W dużej części to efekt niskiej jakości publicznego opisu świata. Żyjemy w kraju, w którym liderzy opinii z reguły robią wszystko, żeby nas przekonać, że całe nasze państwo jest do bani. Wszystko systematycznie jest zohydzane, jak to się dziś mówi, hejtowane, w imię doraźnego zwycięstwa i walki o władzę.
Takie zachowanie klasy politycznej jest oczywiście irracjonalne. Skutek jest taki, że trwale i z premedytacją niszczy się zaufanie obywateli do instytucji publicznych. Dzisiaj, jak ludzie rozmawiają o czymś, co jest obiektywnie ważne, czyli o polityce, to okazuje się, że jest ona synonimem zła, zepsucia. W ten sposób zaczyna się proces autarkii obywatelskiej, trwałe odwracanie, uciekanie od państwa.