Tekst ukazał się w POLITYCE w sierpniu 2014 r.
Komornicy nie narzekają na brak pracy. W ubiegłym roku dokonali ponad 200 tys. zajęć nieruchomości, w tym będzie ich prawdopodobnie jeszcze więcej. Wierzyciele coraz częściej domagają się, by w ten sposób ściągać długi, nawet przy niewielkich pożyczkach czy parotysięcznych zaległościach w opłatach za mieszkanie. Straszak jest na ogół skuteczny: większość długów zostaje spłacona. Ale duża część zadłużonych nieruchomości trafia pod młotek.
– W ubiegłym roku przeprowadzono 24,7 tys. licytacji nieruchomości, w tym 6586 mieszkalnych. Do maja tego roku – 14,2 tys., w tym 4868 mieszkalnych. To więcej niż w całym 2012 r. – mówi Michał Lewandowski, rzecznik Krajowej Rady Komorniczej (licytacje przeprowadzone dwukrotnie liczone są w statystyce jako jedna). Uwłaszczenie spółdzielców za symboliczne pieniądze i sprzedaż mieszkań komunalnych za około 10 proc. wartości rynkowej sprawiły, że jesteśmy narodem właścicieli. Komornicy mają z czego ściągać długi.
Komornik jest wykonawcą orzeczeń sądów, wierzyciel musi więc wystąpić do sądu o nakaz zapłaty i nadanie mu klauzuli wykonalności (jeśli wierzycielem jest bank, może sam wystawić tytuł egzekucyjny i potrzebna jest tylko klauzula wykonalności). Po uzyskaniu tych dokumentów wierzyciel może się zwrócić do komornika albo do firmy windykacyjnej, ale przy dużych długach sprawa i tak na ogół trafia w końcu do komornika. Odzyskiwanie wierzytelności zaczyna się od wyznaczenia dłużnikowi dwutygodniowego terminu spłaty całej kwoty. Przy większym długu – ze skutkiem łatwym do przewidzenia. Następnie komornik przychodzi z rzeczoznawcą, który opisuje i wycenia nieruchomość. Kolejny etap to wyznaczenie przez sąd rejonowy daty licytacji (obwieszczenia o licytacjach ukazują się na stronie www.