„W dniu 08.09.2014 r. dostawy gazu z kierunku wschodniego zostały zredukowane o ok. 20 proc., natomiast w dniu 09.09.2014 r. o ok. 24 proc. w stosunku do zamówienia złożonego do OOO Gazprom Export. Trwa wyjaśnianie przyczyn zmniejszenia dostaw (...) w szczególności czy mają one charakter techniczny czy handlowy” – poinformowano w komunikacie PGNiG.
Przy okazji padły tradycyjne zapewnienia o tym, że dostawy do krajowych odbiorców PGNiG przebiegają bez zakłóceń, a brakującą ilość gazu kompensują dostawy z innych kierunków. Nie ma więc potrzeby sięgania po gaz z podziemnych magazynów. Które – dodajmy – są po raz pierwszy wypełnione po brzegi.
Następnego dnia PGNiG zakomunikował, że dostawy uległy zmniejszeniu o 45 proc. Gazprom odpowiedział komunikatem: „Informacje mediów o zaobserwowanych przez firmę PGNiG zmniejszonych dostawach gazu są błędne. Obecnie dostawy surowca do Polski utrzymują się na takim samym poziomie jak w poprzednich dniach i wynoszą 23 mln m3 gazu dziennie”. Padło też dodatkowe wyjaśnienie, że „dostawy gazu we wszystkich kierunkach są realizowane zgodnie z obecnym potencjałem eksportowym oraz trwającym uzupełnianiem magazynów gazu na terytorium Federacji Rosyjskiej”.
Było więc to wyjaśnienie, które niczego nie wyjaśnia. Bo jeśli Gazprom dostarcza tyle, ile trzeba, to dlaczego dodaje, że sam uzupełnia zapasy we własnych magazynach? Andrzej Szczęśniak, polski ekspert paliwowy, który kibicuje Gazpromowi, powołując się na dane z Gaz Systemu, na swoim portalu przekonuje, że gazu płynie coraz więcej i nie ma żadnego kryzysu. I że to polskie firmy coś kręcą. Tylko że o zmniejszeniu dostaw donoszą też Słowacy i Niemcy.