Firma Wonga, znana również na polskim rynku, w Wielkiej Brytanii zobowiązała się do umorzenia pożyczek 300 tys. swych dłużników. To, co na pierwszy rzut oka wygląda na działalność filantropijną, w rzeczywistości jest dowodem na patologię branży pożyczkowej w Wielkiej Brytanii. Przez lata wiele firm, z Wongą na czele, pożyczało pieniądze praktycznie każdemu, w żaden sposób nie sprawdzając wiarygodności klientów, a jednocześnie naliczając im gigantyczne odsetki. W pułapkę zadłużenia wpadły setki tysięcy Brytyjczyków, w większości osób bardzo biednych, często bezrobotnych, których jedynym źródłem utrzymania są społeczne zasiłki.
Wonga stała się symbolem bezwzględności firm pożyczkowych, ostro krytykowanych przez polityków, a nawet przez brytyjskich duchownych. Ostatecznie do umorzenia części pożyczek zmusił ją brytyjski nadzór finansowy, twierdząc, że firma udzieliła ich z naruszeniem prawa, a osoby dostające te pieniądze od początku nie miały jakichkolwiek szans na ich spłacenie. Czy w Polsce coraz silniejsze firmy pożyczkowe czeka podobny los?
Nie wiadomo, bo tego sektora nasze państwo w ogóle nie kontroluje. Działa w nim ogromny Provident, szereg średnich firm mających swoje oddziały w różnych miastach, coraz silniejsi pożyczkodawcy funkcjonujący tylko w internecie i tysiące niewielkich spółek, często mających tylko jeden punkt obsługi w małym mieście i charakter typowo rodzinny. O ile banki, a od niedawna także SKOK, podlegają surowym kontrolom, o tyle firmy pożyczkowe działają bez żadnych regulacji.
Wolny rynek
Założyć je może każdy, bo nie ma żadnych wymagań dotyczących kapitału, a nawet niekaralności właścicieli. Nie istnieje żaden oficjalny spis takich firm ani choćby czarna lista, na której znajdowałyby się te nieuczciwe, które każą płacić prowizje, a potem pożyczek nie chcą udzielić.