Na tegorocznej liście stu najbardziej wpływowych ludzi świata magazynu „Time”, w liczącej 25 nazwisk kategorii „liderzy” (w tym 12 prezydentów lub premierów: USA, Chiny, Japonia, Niemcy, Indie, Rosja, Iran, Turcja, Egipt, Wenezuela, Chile, Północna Korea) znalazło się zaskakujące nazwisko: Andrew Haldane, główny ekonomista Banku Anglii. Wprawdzie bankowiec rzadko się kojarzy z nosicielem nowych idei, ale Haldane jest wyjątkiem. Stał się jedną z głównych postaci sporu o regulację sektora finansów. Twierdzi, że bankowcy za wiele zarabiają i że ratunek, jaki otrzymali od rządów, zachęci ich do podejmowania nadmiernego ryzyka. Ani na Wall Street, ani w City of London, sercu brytyjskich finansów, wielu się z nim nie zgadza, ale, jak pisze „Time”, nie mogą go ignorować.
Racjonalne przedsiębiorstwa, dążące do maksymalizacji zysku, i racjonalni konsumenci w nieustannym tańcu wyznaczają równowagę popytu i podaży oraz określają ceny, a wynik tej gry to optymalna alokacja zasobów. Tak powiada dominująca przez ostatnie pół wieku neoklasyczna teoria ekonomii. Jednak życie bez ustanku pokazuje, że nie ma mowy o pełnej racjonalności ani głównych aktorów w gospodarce, ani rynków finansowych. Psychologowi Danielowi Kahnemanowi przyznano Nobla z ekonomii właśnie za kwestionowanie tej racjonalności. „Homo economicus”, czyli każdy z nas – dowodził – koncentruje się zwykle na krótkiej perspektywie, nadmiernie ufa własnej wiedzy, jest przekonany, że ma znacznie więcej kontroli nad biegiem wypadków niż w rzeczywistości, zaś ból straty finansowej odczuwa zwykle silniej niż radość z zysku tego samego rozmiaru.