Jej Wysokość dochowała się czternaściorga potomstwa: Drwala, Lisicy, Wilka, Wilkołaka, Komika, Lepszego, Lokalnej Piękności, Lokalnego Bohatera, Niszczyciela, Aksamitu, Brudnego Niedźwiedzia, Gromu, Rock’n’Rolla oraz Lokalnego Bohatera Juniora. W związku z karierą międzynarodową nadano im angielskie imiona – dla zainteresowanych do sprawdzenia w firmowym katalogu bądź na internetowej stronie.
Czternastka dzieci, czyli modeli, to na razie koniec. – Jeśli jest ich zbyt dużo, klienci gubią się, tracą rozeznanie – tłumaczy Janusz Borowiec, twórca Majesty - Z drugiej strony – obserwujemy przywiązanie. Do marki, ale i do konkretnego modelu. Naszym nowym produktom towarzyszy zainteresowanie: jaki będzie kolejny Dirty Bear? Co w nim ulepszyliście?
Janusz Borowiec – wysoki, szczupły, 35 lat, magisterka z zarządzania i marketingu, licencjat z historii sztuki. Od małego jeździł czym-się-dało na śniegu i wodzie. Dba o przekaz: kilkakrotnie podkreśla, że jego firma produkuje sprzęt, który on i jego współpracownicy – wszyscy bez wyjątku zapaleni narciarze – tworzyli, jak dla siebie. Do rozmowy jest starannie przygotowany, wcześniej poprosił o przesłanie zakresu pytań.
MJST, firma-matka sprzętu spod szyldu Majesty, mieści się na obrzeżach centrum Gdyni. Ulica Tadeusza Wendy – śródmiejską zabudowę wypierają tu tereny przemysłowe; nieopodal jest stocznia, dziś niemal wymarła. Do MJST wchodzi się od strony dużego placu – trzeba minąć szlaban, potem wejść na rampę, po kilkudziesięciu krokach otworzyć ostatnie drzwi w tej części budynku i po schodach wejść na drugie piętro. Dzwonek, za drzwiami chłód klatki schodowej ustępuje ostrej czerwieni wnętrza przerobionego na biuro, serwis oraz ekspozycję bieżącej kolekcji Majesty.