Dzisiaj po południu Lot stał się przedmiotem ataku teleinformatycznego na naziemne systemy IT. W związku z tym nie możemy przygotowywać planów lotu, a więc samoloty nie mogą wylecieć z Warszawy” – informował w ubiegłą niedzielę przewoźnik. Bez planu lotu samolot, choć sprawny i gotowy do startu, nie może wzbić się w powietrze. Załadowanie wersji cyfrowej dokumentu na pokładowy komputer było niemożliwe, bo serwer został zablokowany. Odblokowanie go trwało wiele godzin. 10 rejsów odwołano, wiele było opóźnionych. Straty pójdą zapewne w miliony złotych, ucierpiała też reputacja linii. To pierwszy tego typu przypadek w historii PLL Lot.
Co się stało? Z informacji przewoźnika wynika, że padł ofiarą ataku typu DDoS, czyli rozproszonej odmowy usługi (Distributed Denial of Service). Polega to na zablokowaniu systemu komputerowego przez jednoczesną próbę połączenia się z nim przez setki, a czasem tysiące komputerów. System, nie mogąc podołać ruchowi przekraczającemu jego możliwości, pada.
Takie ataki przeprowadzają armie komputerów-zombie, zwane też botnetami. Urządzenia te stoją w domach ludzi, którzy o niczym nie wiedzą. Po prostu kiedyś dostali dziwnego maila z załącznikiem kuszącym ofertą finansową albo obietnicą pikantnego zdjęcia (w Polsce ostatnio krążą takie maile kuszące ...kelnerskimi nagraniami). Kliknęli w załącznik, zorientowali się, że to spam i szybko go skasowali. W komputerze zagnieździł się jednak wirus (tzw. trojan), który zamienił poczciwego laptopa w zombie. Teraz hakerzy mają nad nim władzę. Na ich wezwanie, we wskazanym momencie i bez wiedzy właściciela, domowe komputery, członkowie botnetu, będą łączyły się ze wskazanymi serwerami, uczestnicząc w atakach DDoS.