5 czerwca współwłaściciel niewielkiej firmy z Krakowa włączył laptopa i zajrzał na firmowe konto w Citibanku. Zaskoczony zobaczył, że w ciągu ostatnich godzin z konta dokonano siedmiu przelewów na rzecz spółki Dialcom24. W sumie wyprowadzono ok. 60 tys. zł. Od razu powiadomił bank, Dialcom24 i zgłosił kradzież policji.
9 czerwca o godz. 8 rano dziennikarka z Warszawy dostała esemesa z Citibanku o zmianie salda na jej koncie oszczędnościowym. Zajrzała i zobaczyła, że z jej konta zniknęło 86 tys. zł oszczędności. Ktoś dokonał dziewięciu przelewów na konto Dialcom24. Zawiadomiła bank, Dialcom24 i zgłosiła kradzież policji.
24 czerwca biznesmen ze Zgierza zauważył, że z konta firmy w Citibanku dokonano 11 przelewów, każdy na identyczną kwotę 998 zł i 54 gr. Uszczuplono też konto walutowe na ok. 1100 euro. Odbiorcą i tu był Dialcom24. Biznesmen zawiadomił bank, Dialcom24 i policję.
To tylko trzy przypadki z dłuższej listy bliźniaczych napadów na konta klientów Citibanku dokonanych w ostatnim czasie.
Okradzionych klientów Citibanku łączył jeden szczegół: korzystali kiedyś (jak wielu Polaków) z usług Dialcom24, obsługującej aplikację przelewy24. Pieniądze ze wszystkich tych okradzionych kont trafiły właśnie na rachunek Dialcom24, również prowadzony w Citibanku.
Ta poznańska firma jest pośrednikiem transferującym pieniądze między różnymi podmiotami. Klientami takich „integratorów płatności” (są nimi także m.in. popularne PayU, e-Card czy Polcard), bo tak się je w żargonie bankowym nazywa, są np. sklepy internetowe. Zasady działania integratorów są proste: sklep i integrator zawierają ze sobą umowę i integrują (stąd nazwa) swoje witryny i systemy tak, że po dokonaniu zakupu klient może szybko i łatwo dokończyć transakcję. Z witryny sklepu przechodzi na stronę wybranego integratora, stamtąd do swojego banku i po zalogowaniu się na swoje konto widzi już wypełniony przelew (z numerem rachunku odbiorcy i kwotą do zapłaty włącznie).