Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Górnikom – Szczęść Boże, a władzy odwagi

Smutna Barbórka. Czy następne będą radośniejsze?

Dziś mamy 95 tys. górników. Dziś mamy 95 tys. górników. Ministry of Foreign Affairs of the Republic of Poland / Flickr CC by 2.0
Bez zamykania kopalń się nie obejdzie – wkrótce okaże się, że wyborcze maszkiety trafił szlag.

W piątek premier Beata Szydło i szef Solidarności Piotr Duda zapewniali, że tak! Górnictwo węgla kamiennego odzyska witalne siły, choć nie taki już blask, jaki przyświecał kampanii wyborczej. Na liście oficjalnie zaproszonych na górnicze święto gości zabrakło najważniejszego władcy. Światowego – a więc i polskiego – Rynku Węglowego. Ale wszedł psim swędem i siedział cicho pod stołem, śmiejąc się w kułak. Tak przynajmniej mówią na mieście.

Barbórka jest dramatycznie smutna, bo i sytuacja górnictwa jest dramatycznie smutna, a nawet rozpaczliwa. Ten rok zamknie się złym bilansem – to ponad 15 mld zł długów, do których (prawdopodobnie) nie dorzucono jeszcze 1,8 mld zł tegorocznych strat netto (na każdej wydobytej w tym roku tonie kopalnie traciły 35 zł).

Wróciliśmy więc do lat 90. poprzedniego stulecia, kiedy to państwo musiało podejmować co kilka lat decyzje o przekreślaniu węglowych zobowiązań – liczonych w dziesiątki miliardów. W imię tego, że Polska i jej energetyka węglem stoi, a za nim stoją setki tysięcy górników – i dla tej symbiozy energetycznej i politycznej nie było wówczas alternatywy. W imię społecznego miru i takiegoż samego rządzenia. A przecież po wejściu do Unii Europejskiej miano dokonać takiej restrukturyzacji górnictwa, że poprzednie nim zarządzanie miało odejść na zawsze w niechlubną niepamięć.

Tak się nie stało! Od tamtych lat górników mamy o połowę mniej (dzisiaj 95 tys.), czarnego skarbu naszego wydobywamy też niemal o połowę mniej (w tym roku będzie ok. 70 mln ton). I to byłoby na tyle. Kopiemy długi, jak kopaliśmy, przywileje są, jak były – wszystko na swoim miejscu.

Reklama