W tym roku przed Bożym Narodzeniem zamiast kolęd w reklamach słychać te same piosenki, które puszcza się w tym okresie w zachodnich sieciach. Chociaż niektórzy się wyłamują. Na przykład Getin Bank namawia do wzięcia tanich (jego zdaniem) kredytów na przedświąteczne zakupy sformułowaniem, że raty są małe „kieby rękawicka”. Niby kojarzyć się ma z kolędą, ale nie za bardzo. Śpiewane nie jest, to tylko słowa. Może nie urażą? To okaże się po świętach, bo wtedy protestujący nacierają z największą determinacją.
Z powodu obrazy uczuć religijnych reklamy atakowane są najczęściej. – Oburza wykorzystanie motywów religijnych w komunikacji komercyjnej – stwierdza Konrad Drozdowski, dyrektor generalny Związku Stowarzyszeń Rada Reklamy. Przy nim działa Komisja Etyki Reklamy, do której płyną protesty. Kiedyś branża się nimi nie przejmowała, na prowokacji opierano wiele strategii marketingowych. Teraz klienci agencji reklamowych nie chcą ryzykować przerwania emisji i strat finansowych. Kilka razy dostali po łapach, więc wolą uważać. Zwłaszcza że uczucia urażonych często brane są pod uwagę bardziej niż fakty.
Pierwszy sygnał, że z kolęd lepiej się wycofać, pojawił się już w 2009 r. W reklamie Hoop Coli wykorzystano melodię „Hej w dzień narodzenia” z charakterystycznym refrenem „Hej kolęda, kolęda” przerobionym na „Hej colę daj, colę daj”. Wystarczyło.
Kolące kolędowanie
– Po pierwsze, dla protestujących kolęda jest tym samym co pieśń religijna – mówi Drozdowski. A „pieśni religijne mają istotne znaczenie dla kształtowania zwyczajów rodzinnych i więzi społecznych”. Do celów komercyjnych zaprzęgać ich więc pod żadnym pozorem nie wolno. W protestach coraz wyraźniej zaznacza się też podział na „naszych”, czyli przywiązanych do religii rodaków, i „ich”, czyli zagraniczne, pazerne na zyski za każdą cenę, korporacje.