Pendolino da się lubić
Rok temu Pendolino wjechały na polskie tory. Wyśmiewane i krytykowane
Ponad 3,5 mln przewiezionych pasażerów, 12,5 tys. odbytych kursów i bardzo dobra punktualność (96 proc. przyjazdów o czasie) – Pendolino jest oczkiem w głowie spółki PKP Intercity i pomogło jej w przełamaniu fatalnego trendu. W tym roku po raz pierwszy od dawna liczba pasażerów pociągów dalekobieżnych w Polsce zaczęła wreszcie rosnąć. Kolej podjęła walkę z samochodami, autobusami, a nawet samolotami. Teraz to PolskiBus redukuje liczbę połączeń na trasach, gdzie pociąg jest bezkonkurencyjny czasowo.
Ogromna w tym zasługa Pendolino – także, a może przede wszystkim z powodów wizerunkowych. Wiele osób, na co dzień mało zainteresowanych koleją, postanowiło przejechać się tym pociągiem i podzielić się pozytywnymi wrażeniami z rodziną czy znajomymi. To chyba największa, trudna do policzenia korzyść z 20 składów, które kupowano przecież w atmosferze ogromnych kontrowersji. Zwłaszcza politycy wówczas opozycyjnego PiS ostro krytykowali rząd za wydawanie pieniędzy na niepolski produkt.
Sukces Pendolino jest przede wszystkim sukcesem obecnego prezesa PKP Intercity, Jacka Leonkiewicza. Na swoim stanowisku pozostanie pewnie już niedługo, biorąc pod uwagę zakres powyborczych czystek, ale to on zdecydował, że trzeba wreszcie zacząć agresywnie walczyć o klienta.
Zwiększył pule tanich biletów, wprowadził specjalne promocje na gorzej obłożone połączenia, uprościł cennik i rzucił wyzwanie konkurencji. Zamiast zastanawiać się, czy te pociągi są nam w ogóle potrzebne, postanowił po prostu zrobić z nich najlepszy użytek dla klientów. W efekcie wiele kursów Pendolino jest prawie pełnych, a od wczoraj te składy pojawiły się też w Rzeszowie czy Bielsku-Białej.