Wykręciliśmy bezpieczniki, to się zepsuło...
Były minister finansów Grecji o tym, jak naprawiłby UE
Rafał Woś: – Sławny się pan zrobił...
Janis Varufakis: – Bez przesady.
T-shirt z Varufakisem upozowanym na Che Guevarę można kupić w internecie za 23 dol., Varufakis w masce Anonymusa [symbol ruchu Occupy] kosztuje 24 dol., a koszulka z napisem „I love Janis” 29 dol. Nieźle jak na profesora ekonomii, który zaliczył ledwie półroczny epizod w roli ministra finansów małego kraiku gdzieś na obrzeżach Europy.
Jestem facetem po pięćdziesiątce i takie rzeczy nie robią na mnie większego wrażenia. Proszę się nie martwić. Nie zamierzam wykorzystać świeżo zdobytej sławy do tego, by zostać gwiazdą filmową albo prezenterem prognozy pogody.
Zaskoczyła pana taka popularność?
Nieszczególnie.
Skromnisiem to pan nie jest.
Istnieją dwa wytłumaczenia tego zjawiska. Pierwsze jest takie, że ludzie oszaleli na punkcie Varufakisa, bo nosi fajne koszule i lubi jeździć na motorze. Bardzo by mi to schlebiało, ale szczerze mówiąc, obawiam się, że nie ono jest właściwe. A przyczyn popularności raczej należy szukać w tym, co mówię.
A co pan właściwie mówi?
Tak właściwie to… nic odkrywczego. I na tym polega groteskowość mojego położenia. To uczucie towarzyszyło mi zwłaszcza, gdy byłem ministrem finansów i jeździłem na spotkania ECOFIN [cykliczne posiedzenia ministrów finansów i gospodarki państw UE] czy Eurogrupy [forum, na którym decyzje podejmują ministrowie finansów krajów strefy euro]. Byłem trochę jak facet, który mówi, że dwa plus dwa równa się cztery.