Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Wiosłowanie ze sterowaniem

Jak zbudować samoobsługowe państwo dobrobytu

Dawid Sześciło – prawnik, pracuje w Zakładzie Nauki Administracji na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Dawid Sześciło – prawnik, pracuje w Zakładzie Nauki Administracji na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Tadeusz Późniak / Polityka
Rozmowa z Dawidem Sześciło, prawnikiem, o tym, jak prywatyzowaliśmy kolejne filary państwa dobrobytu i o tym, jak to od dobrobytu nas oddaliło.
„Od początku transformacji panuje u nas dogmatyczne przekonanie, że dobre usługi publiczne zapewnić nam może tylko rynek i rynkowe wzorce zarządzania instytucjami publicznymi”.Tadeusz Póżniak/Polityka „Od początku transformacji panuje u nas dogmatyczne przekonanie, że dobre usługi publiczne zapewnić nam może tylko rynek i rynkowe wzorce zarządzania instytucjami publicznymi”.

Rafał Woś: – Co z polskim państwem dobrobytu?
Dawid Sześciło: – Kurczy się, niestety.

A krytycy mówią, że przeciwnie, właśnie się rozrasta.
Jeśli coś się rozrasta, to pewnie koszty. Ale to akurat jest skutek głównie demografii. Rosną koszty systemu emerytalnego, ale już np. wydatki na politykę mieszkaniową czy aktywną politykę rynku pracy właściwie stoją w miejscu, a wręcz rośnie presja na ich cięcie. Receptą na bardziej efektywne państwo dobrobytu nie okazała się prywatyzacja usług publicznych, która postępuje od 25 lat i która nigdzie na świecie nie jest panaceum na problemy welfare state. Niewielu dostrzega, że urynkowienie najbardziej kluczowych elementów polskiego państwa dobrobytu odbyło się jakby mimochodem.

Jak można mimochodem sprywatyzować usługi publiczne w demokratycznym kraju?
Przykład Polski pokazuje, że można. Żaden polityk nigdy nie zapytał Polaków, czy godzą się na urynkowienie i częściową prywatyzację służby zdrowia albo sektora edukacyjnego. I nie powiedział im, że otwarcie drzwi dla tych procesów poskutkuje obniżeniem dostępności usług publicznych. Mówiono tylko o zaletach wprowadzenia do systemu odrobiny zdrowej konkurencji.

Dlaczego tak się stało?
Od początku transformacji panuje u nas dogmatyczne przekonanie, że dobre usługi publiczne zapewnić nam może tylko rynek i rynkowe wzorce zarządzania instytucjami publicznymi. Bo przecież wiadomo: państwo jest marnotrawne, ociężałe i generalnie do niczego. Nie to co rynek: konkurencyjny, efektywny i innowacyjny. Przyjmując taki stereotypowy punkt widzenia, polskie elity opiniotwórcze i polityczni decydenci byli zupełnie jak molierowski pan Jourdain, który nawet nie wiedział, że mówił prozą.

Polityka 7.2016 (3046) z dnia 09.02.2016; Rynek; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Wiosłowanie ze sterowaniem"
Reklama