Własność prywatna łatwo bowiem będzie mogła zostać znacjonalizowana i sprzedana komu innemu, swojemu. Przez Agencję Nieruchomości Rolnych, w pełni już odzyskaną przez PiS. Ustawa nadaje jej teraz nadzwyczajne uprawnienia.
Oficjalnie projekt ustawy o obrocie gruntami rolnymi, nad którym właśnie pracuje Sejm, ma zapobiec wykupowi polskiej ziemi przez obcych. Słowo „obcy” jest w ustawie najważniejsze. Obcy są bowiem nie tylko Niemcy czy Holendrzy, ale także Polacy. I to nie tylko ci niebędący rolnikami, ale także rolnicy, którzy się działaczom partii rządzącej nie podobają. Dlatego przeciwko ustawie protestowali ostatnio sami rolnicy, tyle że związani z PSL. Paradoksalnie, to oni mogą być jej pierwszymi ofiarami.
Obcy rolnik, który zamierza sprzedać ziemię i przenieść się do miasta, nie wybierze sobie sam nabywcy. Nawet jeśli dogada się z sąsiadem rolnikiem, Agencja Nieruchomości Rolnych może uznać, że ten nabywca jest niewłaściwy. I wskazać innego, który, jej zdaniem, będzie rolnikiem lepszym. To agencja bowiem ma mieć prawo pierwokupu prywatnej ziemi. I wyznaczenia ceny, jaką za nią zapłaci. Zostaje w ten sposób uzbrojona w potężną broń przeciwko PSL. Stąd te demonstracje, przecież nie w obronie mieszczuchów, którym ziemię rolną PiS także odbierze. Nie dosłownie, po prostu – nie pozwoli nią dysponować, wskaże słusznego nabywcę. Chodzi o ludzi z miasta mających dom z kawałkiem gruntu na wsi. Wystarczy, że ten kawałek jest większy niż hektar.
W tym przypadku także nie chodzi o strach przed wykupem przez przysłowiowych Niemców. Żadnego rolnika unijnego nie interesuje hektar marnej ziemi na Mazowszu czy Mazurach. Jeśli chcieliby kupić, to co najmniej 50 hektarów. Tyle, żeby gospodarstwo miało szansę być dochodowe. Chodzi o nie swoich, którym prywatną ziemię trzeba odebrać.