Przy międzynarodowych rejsach obecność na lotnisku dwie godziny przed planowanym startem to powszechna, sugerowana przez organizatorów norma. Jednak zarząd portu w podwarszawskim Modlinie od niedawna zaleca, żeby w terminalu stawić się aż trzy godziny przed planowanym startem, jeśli samolot odlatuje wieczorem. Dlaczego? Bo kolejki do kontroli bezpieczeństwa, zaostrzonej po zamachach w Belgii, są coraz dłuższe, a lotnisko nie radzi sobie z… własnym sukcesem.
Port w Modlinie otwarto blisko cztery lata temu. Zaczął od falstartu i sporych kłopotów ze źle zbudowanym pasem startowym. Potem z każdym miesiącem było lepiej. Modlin rozwijał się najszybciej w Europie. W 2015 r. przez terminal przewinęło się 2,6 mln pasażerów, w tym roku zapewne zostanie przekroczona granica 3 mln. Na tylu podróżnych nie była jednak projektowana niewielka hala. Już dziś pęka w szwach. Wkrótce ma się zacząć jej rozbudowa, a na razie odlatujący z Modlina muszą za niskie ceny biletów płacić swoim czasem i przyjeżdżać tu coraz wcześniej.
Modlin to fenomen, bo w krótkim czasie został piątym lotniskiem w Polsce. Jednak i inne porty kwitną. W ubiegłym roku w Krakowie liczba pasażerów zwiększyła się o ponad 10 proc., w Gdańsku o prawie 13 proc., a w Katowicach o 14 proc. Nawet na małych lotniskach, które ciągle muszą drżeć o swoją przyszłość, przybyło sporo klientów. Przez Szczecin i Lublin przewinęło się ponad 40 proc. pasażerów więcej niż w 2014 r. O 6 proc. poprawił też wynik największy w Polsce stołeczny port im. Chopina, czyli dawne Okęcie, któremu rozwój Modlina najwyraźniej nie szkodzi.