W zeszłym tygodniu złoty osłabił się do euro aż o 14 groszy – najmocniej wśród wszystkich walut regionu. W tym tygodniu – po krótkotrwałym umocnieniu – na rynek wróciła nerwowość i złoty znów stracił. Teraz za jedno euro musimy zapłacić najwięcej od pierwszej dekady lutego. To jednak jeszcze nie powód do obaw.
Ekonomiści i analitycy rynkowi wymieniają całą litanię przyczyn, dla których widzimy taką słabość polskiej waluty – od wiszącej nad głowami bankowców ustawy o przewalutowaniu kredytów frankowych, przez coraz to większe obawy inwestorów o stabilność polityczną i praworządność w Polsce, aż po czynniki zewnętrzne, takie jak decyzje banków centralnych w Japonii czy Stanach Zjednoczonych. Wszystkie te czynniki mają oczywiście większy lub mniejszy wpływ na wycenę kursu złotego do euro czy franka szwajcarskiego, ale głównej przyczyny tak dużych wahań upatrywałbym jeszcze w innym miejscu.
Aby zrozumieć, co się dzieje z kursami walutowymi, warto przyjrzeć im się w szerszej perspektywie. O notowaniach kursu złotego robi się bowiem głośno tylko w okresach spadków – i tak po obniżce ratingu Polski przez agencję Standard&Poor’s media i eksperci bili na alarm, podwyższając z dnia na dzień prognozy kursu euro czy franka, a pytania o to, czy będziemy płacić 5 zł za euro, były na porządku dziennym. Po tygodniu jednak – o czym niewiele osób wspomina – trend się odwrócił i złoty z marudera stał się liderem regionu. W ciągu półtora miesiąca złoty umocnił się szybko w relacji do euro, a za wspólną walutę trzeba było płacić 4,25 zł zamiast 4,45 zł pod koniec stycznia.
O czym świadczą te silne wahania kursu? Po pierwsze, fundamentalny kurs złotego, czyli zależny od twardych czynników, takich jak koniunktura, inflacja czy stopy procentowe, pozostaje stabilny i kształtuje się w przedziale 4,10–4,30 zł za euro. Po drugie, wszelkie wybicia z tego przedziału mają zwykle charakter krótkotrwały – trwają tydzień, miesiąc, czasami nawet kwartał. Po trzecie, ostatnio nasiliła się liczba czynników czasowo osłabiających kurs – obawy o kondycję chińskiej gospodarki, zmniejszona przewidywalność polityki pieniężnej w USA, obawy o wprowadzenie ustawy frankowej etc.
Po czwarte i najważniejsze, wzrosła niepewność inwestorów zagranicznych co do przyszłej polityki gospodarczej rządu. W takiej sytuacji każdy ruch w górę lub w dół jest bardzo silny, bo każdy z uczestników rynku stara się być ze swoimi decyzjami jak najbliżej pozostałych graczy. W wypadku bowiem faktycznego pogorszenia fundamentów polskiej gospodarki nieodpowiedzialną polityką rządu żaden z nich nie chciałby być ostatni ze sprzedażą złotówek. Bo jak wiadomo z inwestorskiego przysłowia – ostatni gasi światło.
W kolejnych miesiącach podwyższone wahania kursu złotego nie znikną, a mogą się nawet nasilać, bo czynników zwiększających niepewność inwestorów będzie coraz więcej. Dlatego konsumenci muszą się uzbroić w cierpliwość, nie ulegać doraźnym trendom i częściej zaglądać do kantoru, aby złapać korzystny dla siebie kurs euro czy franka.