Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

TTIP? Teraz uwaga na CETA! Czyli niejasny układ Unii Europejskiej z Kanadą

campact / Flickr CC by 2.0
Podstawowa różnica między TTIP a CETA polega na tym, że ten pierwszy zrobił się zbyt kontrowersyjny. A drugi wejdzie w życie od razu.

Przez wiele miesięcy emocje rozgrzewał TTIP. Ale teraz bardziej powinniśmy martwić się bliźniaczym traktatem CETA, który jest ledwie o krok od wejścia w życie.

CETA to Kompleksowa Ekonomiczna Umowa Handlowa (Comprehensive Economic Trade Agreement). Czyli coś w rodzaju klonu TTIP. Tyle że regulujący relacje pomiędzy Unią Europejską a Kanadą. Z punktu widzenia kapitału nie ma to jednak większego znaczenia, bo firmy działające w USA mogą w każdej chwili przeskoczyć do sąsiedniego kraju klonowego liścia i już w pełni korzystać z dobrodziejstw zliberalizowanego handlu transatlantyckiego.

Podstawowa różnica między TTIP a CETA polega na tym, że ten pierwszy zrobił się zbyt kontrowersyjny. I wygląda na to, że nie wejdzie w życie do końca roku (do czego nawoływali m.in. Angela Merkel i Barack Obama). Ale od czego jest CETA, która została już wynegocjowana i teraz czeka na wejście w życie? Nawet nie tyle czeka, co nerwowo podskakuje w blokach startowych. Wyraz temu dała na początku lipca unijna komisarz Cecilia Malmstrom, która przekazała układ do zatwierdzenia Radzie Unii Europejskiej (to tam, gdzie zasiadają ministrowie krajów członkowskich). I zaproponowała, by układ wszedł w życie bez konieczności żmudnej ratyfikacji przez kraje członkowskie. Wystarczyłaby do tego zgoda Parlamentu Europejskiego.

Spełniło się więc dokładnie to, przed czym od miesięcy ostrzegali krytycy TTIP, dowodzący, że sam proces negocjowania tego arcyważnego układu jest niedemokratyczny. Najpierw bowiem emisariusze rządu USA i Komisji Europejskiej wykuwali go w tajemnicy, a opinia publiczna dowiadywała się o nim tyle, ile zdołali wydobyć pojedynczy europosłowie, organizacje pozarządowe albo media (w maju wyciekła część dokumentów).

Reklama