Deutsche Bank zawsze mierzył wysoko, a niemiecki czy nawet europejski rynek były dla niego za ciasne. Przez lata Deutsche Bank grał w światowej ekstraklasie, będąc jednocześnie bankiem dla każdego. Z jednej strony obsługiwał zwykłych klientów i małe firmy, ale równocześnie był bankiem inwestycyjnym, handlującym papierami wartościowymi na wielką skalę. Gdy nastał światowy kryzys w 2008 r., Deutsche Bank z dumą mógł podkreślać, że przetrwał go bez nawet centa publicznej pomocy. Inaczej niż wielu jego konkurentów, których musiały wesprzeć rządy.
Jednak dzisiaj to właśnie Deutsche Bank jest w opłakanym stanie, podczas gdy część jego największych rywali radzi już sobie dużo lepiej. Niemiecki gigant płaci cenę za swoje grzechy z ostatnich lat, bo walcząc o coraz wyższe zyski, nie wahał się stosować metod sprzecznych z prawem. Był to element agresywnego stylu zarządzania prezesa Josefa Ackermanna, który kierował największym niemieckim bankiem przez dziesięć lat, aż do 2012 r. Teraz trzeba po nim sprzątać.
Co bowiem w czasach przed kryzysem było powszechnie tolerowane, dzisiaj staje się powodem naliczania kolejnych kar. Przez ostatnie cztery lata Deutsche Bank zapłacił ich w sumie prawie 13 miliardów euro, a na tym wcale nie koniec. Teraz bowiem rząd amerykański żąda od Niemców 14 miliardów dolarów za przestępstwa związane z kredytami typu „subprime”, czyli tymi, które wywołały światowy kryzys w 2008 r. Nawet jeśli ostateczna kara będzie nieco niższa, Deutsche Bank i tak ma bardzo poważne kłopoty.
Równocześnie bowiem musi spełniać, jak inne banki, coraz ostrzejsze wymagania kapitałowe i cierpi z powodu bardzo niskich stóp procentowych. Nie zarabia, jak niegdyś, ogromnych pieniędzy na bankowości inwestycyjnej, bo jego model ryzykownych operacji przestał się sprawdzać.
Skąd zatem brać pieniądze na kolejne kary? W ubiegłym roku Deutsche Bank zanotował prawie siedem miliardów euro strat. W niedawno przeprowadzonych europejskich testach odporności na kryzys wypadł bardzo słabo. Nic dziwnego, że coraz częściej spekuluje się o planie ratunkowym dla tego giganta. Nikt bowiem nie wyobraża sobie bankructwa Deutsche Banku. Wywołałoby ono panikę, która z pewnością przerodziłaby się w kolejny kryzys finansowy.
Co się zatem stanie z niegdysiejszą dumą Niemiec? Jedno rozwiązanie to wyprzedaż kolejnych aktywów i „kurczenie się” banku, aby znaleźć pieniądze na kolejne kary, a przy tym dojść do takiego modelu, który będzie w stanie spokojnie zarabiać. Drugą opcją jest oczywiście pomoc publiczna, chociaż oficjalnie ani państwo niemieckie nie chce jej udzielić, ani bank nie chce jej brać. Jednak drugi największy bank Niemiec, Commerzbank, w kryzysie finansowym taką pomoc uzyskał, więc jeśli będzie trzeba, rząd wesprze też Deutsche Bank.
Przy okazji wszystko wskazuje na to, że sprzedając różne aktywa, Niemcy pożegnają się też z polską inwestycją. Niewielki, ale mający bardzo dobrą opinię Deutsche Bank Polska zapewne padnie łupem PKO BP albo PZU, wpisując się w trend repolonizacji, a tak naprawdę nacjonalizacji polskiego sektora bankowego.