Jaki wolelibyście świat?
1. Taki, w którym nikt nie chodzi głodny i zmarznięty, każdy ma dostęp do edukacji i służby zdrowia. Ale jest jedna osoba, która posiada więcej niż wszystkie inne razem wzięte?
2. Czy taki, w którym jest wiele biedy, ale brak też bogaczy?
To oczywiście kwestia preferencji.
Coraz mniej żyjących w skrajnym ubóstwie
Ja osobiście wolałbym opcję 1. Bardziej przeszkadza mi bieda niż bogacze. I w kierunku pierwszego scenariusza świat od dłuższego czasu zmierza. Dzięki globalizacji bieda kurczy się w niespotykanym do tej pory tempie. Liczba osób żyjących w skrajnym ubóstwie (poniżej 1,9 dol. dziennie) na świecie spadła po raz pierwszy w historii poniżej 10 proc. A startowaliśmy z poziomu 44 proc. w 1980 roku!
To sukces, którego nie przewidywali najbardziej optymistyczni futurologowie. Wszystko zaś pod reżimem krwiopijnego i straszliwego neoliberalizmu.
To duży problem natury ideologicznej i egzystencjalnej dla lewicy, która tradycyjnie nastawiała się na pomoc ubogim, zaś receptą na tę pomoc miał być socjalizm, a w wersji minimum daleko posunięta redystrybucja. Tymczasem okazało się, że znacznie lepszą metodą pomocy ubogim jest liberalizm. W tym upatrywać można systemowej słabości lewicy w ostatnich dekadach – szczególnie że socjalizm wdrożony nieuchronnie prowadzi właśnie do biedy – czego ostatnim przykładem jest Wenezuela, do niedawna hołubiona przez lewicowców.
Walka z nierównościami skupia się na... bogaczach
Próbą uwolnienia się od przykrego zjawiska jest zmiana punktu zainteresowania z biedy na nierówności. Wygląda jednak na to, że ta nowa narracja słabo się przyjmuje – być może dlatego, że hasła pomocy biednym opierają się na filarze troski, która jest uczuciem szlachetnym i porywającym.