Na stoczniowej top liście ciągle wysoko są wycieczkowce. Pływają niemal po całym świecie, głównie w najcieplejsze rejony, a same statki dawno pozamieniano w superluksusowe hotele, czasem nawet w małe miasta. Turystyczne kolosy wyposaża się teraz w sale teatralne, kinowe, baseny, boiska, lodowiska, ściany wspinaczkowe, restauracje, bary, kasyna, sklepy, galerie i muzea.
Trwa wyścig, która kompania wymyśli coś, czego jeszcze nie ma konkurencja. Na przykład Grupa Costa wpadła niedawno na pomysł, by wprowadzić na swoje wycieczkowce Peppera – pierwszego na świecie humanoidalnego robota, zdolnego do rozpoznawania ludzkich emocji i odpowiedniego reagowania. Pepper potrafi płynnie się poruszać i sprawnie komunikuje z żywym otoczeniem. Roboty mają pomagać załodze i gościom w różnych sytuacjach. Do końca jednak jeszcze nie wiadomo, czy bardziej to gadżet czy prawdziwa wyręka.
Pływające miasto
Współczesne wycieczkowce dawno przerosły „Titanica” (długość – 268 m, liczba pasażerów – 2435, załoga – 892) i ciągle biją kolejne rekordy. Na przykład „Harmony of the Seas”, który pływa po morzach od roku, ma 360 m długości, 66 m szerokości i 72 m wysokości. Jest na nim aż 18 pokładów. Zabiera 6300 pasażerów oraz 2100 osób załogi. Tego typu statki kosztują 1–1,6 mld euro. Budującym je stoczniom dają pracę na kilka lat.
Statki towarowe też urosły. Głównie z przyczyn ekonomicznych. Największe kontenerowce osiągają 400 m długości. To na razie chyba maksimum. W przypadku statków pasażerskich nie padło jeszcze ostatnie słowo. Czy będzie nim „Freedom Ship”, którego wizja od lat rozpala wyobraźnię?
Bo „Freedom Ship” to inny wymiar.