Rozmawiałem niedawno z prezesem dużej firmy na temat Przemysłu 4.0. Tym mianem określa się zmiany w przemyśle zmierzające m.in. do pełnej robotyzacji produkcji oraz oparcia procesów na bardziej wydajnych analizach danych. Zdaniem owego menedżera rewolucja 4.0. jest na razie w zalążku, ale w nadchodzących latach będzie to jeden z głównych tematów w przemyśle. Mówił głównie o Niemczech. Dodałem pytanie: „A w Polsce?”. W Polsce, jego zdaniem, ten trend nie będzie tak mocny. Z prostego powodu – siła robocza wciąż jest jeszcze tania.
Tania, łatwo dostępna i dobrze wykształcona siła robocza przez lata tworzyła dla firm w Polsce atrakcyjne środowisko biznesowe. Wciąż tak jest, nawet po ostatnich spadkach bezrobocia. Ale w nadchodzącej dekadzie warunki mogą się zmienić. Od dziś do 2025 roku ubędzie aż 2,6 mln osób w wieku produkcyjnym. Część tego ubytku może być zastąpiona imigrantami ze wschodu Europy, część relokacjami między branżami schyłkowymi (rolnictwo, energetyka) a branżami rozwojowymi (usługi, przetwórstwo), ale nawet biorąc te czynniki pod uwagę, środowisko biznesowe będzie pod względem dostępności siły roboczej nieco trudniejsze.
Jedno z najważniejszych pytań, które powinno się postawić w tej sytuacji, brzmi: czy trudniejszy dostęp do siły roboczej wywoła falę innowacyjności, która podniesie wydajność pracy? Jest wiele ekonomicznych dowodów na tezę, że gdy trudniej o dostęp do pracowników, firmy zwiększają innowacje, starając się zwiększyć poziom produkcji przy mniejszym nakładzie pracy.
Ostatnio ciekawą pracę na ten temat opublikował Daron Acemoglu, turecko-amerykański ekonomista z MIT. Pokazuje on w niej, że w krajach, w których rośnie stosunek liczby osób starszych (powyżej 50. roku życia) do młodszych (od 20. do 49.