Rynek

Na OKO i na oczy

Internetowe zbiórki pieniędzy nie zawsze uczciwe

Coraz popularniejszy w sieci jest tzw. crowdfunding, czyli zrzutka na realizację jakiegoś pomysłu czy projektu. Coraz popularniejszy w sieci jest tzw. crowdfunding, czyli zrzutka na realizację jakiegoś pomysłu czy projektu. tashatuvango / PantherMedia
Kto potrzebuje pieniędzy na leczenie lub na realizację nawet najbardziej ambitnych i szalonych pomysłów, szuka ich przede wszystkim w internecie. Większość zbiórek jest uczciwa, choć zdarzają się też oszuści.
Polityka
Internetowe zbiórki do rozwoju potrzebują ludzkiego zaufania.Alamy/BEW Internetowe zbiórki do rozwoju potrzebują ludzkiego zaufania.

Artykuł w wersji audio

Donald Trump ciągle komunikuje się z wyborcami na Twitterze, wysyłając im krótkie wiadomości praktycznie na każdy temat. Przy okazji najczęściej ich prowokuje, często także obraża, co z kolei wywołuje medialne burze. A o to przecież chodzi. W ten sposób idealnie realizuje swoją „strategię informacyjną”. I to za darmo!

Była agentka CIA Valerie Plame wpadła więc na pomysł, jak skończyć z tweetami nielubianego prezydenta. Zaproponowała, żeby internauci z całego świata zebrali pieniądze, za które przejmą kontrolę nad Twitterem i wtedy… usuną z niego Trumpa. Cel to – bagatela – miliard dolarów. Na razie uzbierała niespełna 100 tys., ale się nie zraża. O swoje konto na Twitterze Donald Trump chwilowo może więc być spokojny. Ale to właśnie do sieci przeniosła się dziś większość zbiórek pieniędzy na wszelkie możliwe cele. Także w Polsce.

Pieniądze w sieci

W ostatnich miesiącach głośno było o akcjach często bardzo szczytnych, czasem prześmiewczych, a niekiedy też oszukańczych. Niejaki Michał S. twierdził, że chce ratować wzrok małego Antosia. W krótkim czasie udało się mu zebrać przez internet blisko pół miliona złotych. Cała akcja była oszustwem, które wyszło na jaw na początku lipca dzięki interwencji portalu Siepomaga.pl. Wcześniej nie zamieścił on informacji o tej zbiórce na swoich stronach, bo wydała mu się podejrzana. Aresztowany przez prokuraturę Michał S. szybko przyznał się do winy i obiecał, że odda pieniądze wszystkim poszkodowanym. Wśród nich znaleźli się Robert i Anna Lewandowscy oraz szereg innych polskich celebrytów. Afera pod hasłem „Boję się ciemności” pokazała jednocześnie siłę i słabość internetowych zbiórek. Siłę, bo w krótkim czasie można dziś poprzez sieć zebrać ogromne pieniądze. Ale też słabość, bo nie każdy zbierający jest uczciwy.

Platforma Siepomaga.pl, która przyczyniła się do zdemaskowania oszusta, to lider polskiego internetowego fundraisingu organizowanego na cele charytatywne. Nie każdy jednak może zamieścić tam swoje ogłoszenie. – Przede wszystkim nie pozwalamy zbierać pieniędzy na konta prywatnych osób. Środki, które wpłacają internauci, przelewamy na rachunek fundacji, która opiekuje się chorym. Poza tym wymagamy dokumentacji medycznej, żeby sprawdzić, czy cel zbiórki jest uczciwy. Do tego obowiązuje zasada wyłączności. Kto zbiera pieniądze, powinien wybrać sobie jeden serwis, zamiast zamieszczać równolegle ogłoszenia w wielu miejscach – mówi Agnieszka Nowik, członek zarządu fundacji Siepomaga.

Ta strategia wydaje się słuszna, o czym świadczą chociażby liczby. Rocznie serwis Siepomaga.pl zbiera już ponad 50 mln zł. Dwa najbardziej spektakularne przypadki dotyczyły dzieci chorych na pęcherzowe oddzielanie naskórka EB. Dla jednego z nich uzbierano w ciągu dwóch miesięcy 7 mln zł, a dla drugiego 6 mln w zaledwie sześć dni. Jednak taka afera jak „Boję się ciemności” może zaszkodzić innym charytatywnych zbiórkom w Polsce. Nic dziwnego, że teraz wszystkie portale stały się ostrożniejsze. Z inicjatywy serwisu Zrzutka.pl, gdzie prowadzona była akcja na rzecz nieistniejącego Antosia, powstał kodeks dobrych praktyk.

Przedstawiono go na nowo powstałym serwisie Mądrze Pomagam, a przy okazji różne platformy zbierające pieniądze w sieci zadeklarowały, że będą ze sobą współpracować, wymieniać informacje o podejrzanych zrzutkach. – Na razie rozmawiamy z organizatorami platform pomocowych i próbujemy wypracować lepsze mechanizmy samokontroli. Nie będzie to łatwe, ale potrzebujemy systemu prewencji, jeśli zbiórki internetowe mają dalej się rozwijać – mówi Bartosz Malinowski, założyciel think thanku WeTheCrowd, który od Zrzutki.pl przejął zarządzanie serwisem MadrzePomagam.pl.

Pieniądze w internecie zbiera się dziś nie tylko na cele charytatywne. Coraz popularniejszy jest tzw. crowdfunding, czyli zrzutka na realizację jakiegoś pomysłu czy projektu. To szczególnie atrakcyjna metoda dla mało znanych artystów. Tą drogą próbują dziś często sfinansować nagranie płyty czy wydanie książki. Zachętą do wsparcia muszą być nie tylko podziękowania, ale też i nagrody. Kto przekazuje określoną kwotę, ten będzie mógł później dostać dzieło czy produkt, który powstanie dzięki zbiórce. Na świecie najpopularniejsze serwisy crowdfundingowe to Kickstarter i Indiegogo. W Polsce liderami tego rynku są portale Wspieram.to i PolakPotrafi.pl.

Pod względem zbieranych kwot crowdfunding nie może równać się ze zbiórkami charytatywnymi. Jednak i on staje się coraz popularniejszy. Na przykład w ramach serwisu Wspieram.to zebrano do tej pory łącznie 16 mln zł. Takie akcje przebiegają inaczej niż te mające na celu ratowanie czyjegoś życia lub zdrowia. Przed rozpoczęciem zbiórki każdy pomysłodawca musi określić kwotę, jakiej potrzebuje na realizację projektu. Jeśli uda mu się w określonym czasie ją zebrać, kampania kończy się sukcesem i dostaje on swoje pieniądze. Jeśli jednak próg nie zostaje osiągnięty, zebrane środki wracają do darczyńców.

Poprzez amerykańskie serwisy można w ten sposób zebrać kilka, a nawet kilkanaście milionów dolarów. Absolutny rekord pobiła kampania, dzięki której powstał nowoczesny zegarek Pebble, komunikujący się ze smartfonem. Jego twórcy mieli do dyspozycji aż 20 mln dol. Przy tak ogromnych środkach można pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa i wymyślać różne skomplikowane gadżety elektroniczne. W Polsce zbierane kwoty są skromniejsze, więc i cele takiego crowdfundingu muszą być inne. – Poza płytami czy książkami bardzo popularne są u nas na przykład gry planszowe. Często udaje się zebrać ponad 100 tys. zł, co wystarcza na wyprodukowanie takiej gry. Swojej szansy szukają nie tylko osoby prywatne, ale też małe, niezależne wydawnictwa. Jedna trzecia do połowy wszystkich takich zbiórek kończy się sukcesem – ocenia Dominika Zabrocka z serwisu Wspieram.to.

Bezimienny oszust

Są też jednak osoby, które z crowdfundingu próbują uczynić stałe źródło swoich przychodów. Służy temu na przykład serwis Patronite.pl, gdzie artyści przekonują internautów, aby ci regularnie wspierali ich twórczość drobnymi kwotami. To taka nowoczesna forma mecenatu. Ogromny sukces odniósł polski youtuber Krzysztof Gonciarz, który ma już prawie 800 patronów. Przekazują mu na artystyczną działalność ok. 12 tys. zł miesięcznie, a w sumie Gonciarz zebrał już w ten sposób 350 tys. zł. Taki spektakularny wynik zainspirował innych twórców, aby na tej platformie szukać wsparcia. Jednak nie wszystkim się udaje, bo niełatwo wyróżnić się z tłumu.

Autopromocja to klucz do sukcesu internetowych zbiórek. Dziś nie wystarczy zamieścić informacje o swoim projekcie czy historii choroby. Każdą kampanię trzeba też umiejętnie promować w serwisach społecznościowych, wśród znajomych, starać się zainteresować nią media, a przede wszystkim szybko odpowiadać na wszystkie pytania i wątpliwości. – W ciągu kilku ostatnich lat wiedza Polaków o internetowych zbiórkach i zainteresowanie nimi szybko rosły. Szacuję, że już ok. 1,5 mln Polaków wsparło swoimi pieniędzmi przynajmniej jeden projekt przez internet. To oznacza, że potencjalnych darczyńców przybywa, ale też kampanie muszą być profesjonalne. Mówiąc wprost, samo się nie zbierze – stwierdza Karol Król, prowadzący serwis Crowdfunding.pl, na którym wyjaśnia, jak skutecznie zbierać do wirtualnej puszki.

Do crowdfundingu trzeba się zresztą zawsze porządnie przygotować. Zwłaszcza że w 2014 r. weszły w życie nowe przepisy o zbiórkach publicznych. Obecnie nie jest już potrzebna na nie urzędowa zgoda. W przypadku akcji charytatywnych nie trzeba też płacić podatku, jeśli wpłata od pojedynczej osoby nie przekroczyła 5 tys. zł. Natomiast do crowdfundingu, w którym uczestnikom przyznaje się nagrody, należy stosować zwykłą umowę sprzedaży. – Niestety, platformy, które pośredniczą w zbieraniu pieniędzy, nie zapewniają darczyńcom ochrony prawnej. Jeśli zatem ktoś nie zrealizuje swojego projektu, mimo że zebrał na niego pieniądze, trzeba samemu walczyć o zwrot wpłaty lub obiecany przedmiot – mówi Bartosz Malinowski z WeTheCrowd.

Oszuści zdarzają się rzadko, ale już opóźnienia w realizowanych projektach są dosyć częste. Czasem dochodzi do nieporozumień, jak w przypadku zbiórki na reaktywację pisma „Secret Service” trzy lata temu. Wielu internautów chętnie dawało pieniądze, bo byli mocno związani emocjonalnie z tytułem z czasów swojej młodości. Tymczasem ukazały się tylko dwa numery odnowionego „Secret Service”, a później pismo zmieniło nazwę na „Pixel”.

Wciąż nie powstała gra „Franko 2”, chociaż podczas zbiórki termin premiery był planowany na lato 2014 r. Spore opóźnienie ma też projekt „Dom na Odrze”, na zbudowanie którego dwójka młodych ludzi mieszkających w Szczecinie dostała od internautów 120 tys. zł. Jak podkreślają eksperci, najważniejsza w takich sytuacjach jest szczerość. – Trzeba uczciwie wyjaśniać, skąd biorą się problemy i co twórcy robią, żeby je pokonać. Osoby uczestniczące w zbiórkach są zazwyczaj wyrozumiałe i mają świadomość, że wiele pionierskich projektów może napotkać różne przeszkody – mówi Karol Król z Crowdfunding.pl.

Internetowe zbiórki do rozwoju potrzebują właśnie ludzkiego zaufania i założenia, że za każdym projektem stoi prawdziwy problem czy prawdziwy pomysł, a nie bezimienny oszust. Z drugiej strony to ogromna szansa na uniezależnianie się od niewydolnego i często nieuczciwego państwa. – Crowdfunding demokratyzuje dostęp do kapitału. Myślę, że w ten sposób powinny rozwijać się na przykład start-upy. Potrzebujemy jednak uproszczenia przepisów, aby na znaczeniu zyskał tzw. crowdfunding udziałowy. W nim zamiast darczyńców mamy udziałowców, którzy za swoje pieniądze dostają nie nagrody i podziękowania, ale akcje wspieranej spółki – mówi Bartosz Malinowski z WeTheCrowd.pl.

Zbiórki internetowe nie tylko pozwalają podjąć walkę z chorobami, na które publiczna służba zdrowia nie chce wydawać pieniędzy. Pomagają też dbać o wolność słowa, czego przykładem może być serwis informacyjno-śledczy OKO.press, założony przez Fundację Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO i finansowany częściowo przez crowdfunding. Jedyne prawdziwe zagrożenie dla rozwoju takich zrzutek leży nie w pojedynczych oszustach, ale w agresywnym państwie. Kiedy zrozumie, jak potężne i przyszłościowe to narzędzie, na pewno chętnie spróbuje nad nim roztoczyć swoją niszczycielską kontrolę.

Polityka 44.2017 (3134) z dnia 30.10.2017; Rynek; s. 39
Oryginalny tytuł tekstu: "Na OKO i na oczy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Kasowy horror, czyli kulisy kontroli u filmowców. „Polityka” ujawnia skalę nadużyć

Wyniki kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, do których dotarliśmy, oraz kulisy ostatnich wydarzeń w PISF układają się w dramat o filmowym rozmachu.

Violetta Krasnowska
12.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną