Donald Trump ciągle komunikuje się z wyborcami na Twitterze, wysyłając im krótkie wiadomości praktycznie na każdy temat. Przy okazji najczęściej ich prowokuje, często także obraża, co z kolei wywołuje medialne burze. A o to przecież chodzi. W ten sposób idealnie realizuje swoją „strategię informacyjną”. I to za darmo!
Była agentka CIA Valerie Plame wpadła więc na pomysł, jak skończyć z tweetami nielubianego prezydenta. Zaproponowała, żeby internauci z całego świata zebrali pieniądze, za które przejmą kontrolę nad Twitterem i wtedy… usuną z niego Trumpa. Cel to – bagatela – miliard dolarów. Na razie uzbierała niespełna 100 tys., ale się nie zraża. O swoje konto na Twitterze Donald Trump chwilowo może więc być spokojny. Ale to właśnie do sieci przeniosła się dziś większość zbiórek pieniędzy na wszelkie możliwe cele. Także w Polsce.
Pieniądze w sieci
W ostatnich miesiącach głośno było o akcjach często bardzo szczytnych, czasem prześmiewczych, a niekiedy też oszukańczych. Niejaki Michał S. twierdził, że chce ratować wzrok małego Antosia. W krótkim czasie udało się mu zebrać przez internet blisko pół miliona złotych. Cała akcja była oszustwem, które wyszło na jaw na początku lipca dzięki interwencji portalu Siepomaga.pl. Wcześniej nie zamieścił on informacji o tej zbiórce na swoich stronach, bo wydała mu się podejrzana. Aresztowany przez prokuraturę Michał S. szybko przyznał się do winy i obiecał, że odda pieniądze wszystkim poszkodowanym. Wśród nich znaleźli się Robert i Anna Lewandowscy oraz szereg innych polskich celebrytów. Afera pod hasłem „Boję się ciemności” pokazała jednocześnie siłę i słabość internetowych zbiórek. Siłę, bo w krótkim czasie można dziś poprzez sieć zebrać ogromne pieniądze. Ale też słabość, bo nie każdy zbierający jest uczciwy.