Rynek

Żegnaj, gotówko

Czy to koniec papierowego pieniądza?

Choć stacjonarne automaty biletowe przyjmują jeszcze gotówkę, w wielu autobusach i tramwajach zamontowano już automaty tylko na karty. Choć stacjonarne automaty biletowe przyjmują jeszcze gotówkę, w wielu autobusach i tramwajach zamontowano już automaty tylko na karty. Tomasz Gzell / PAP
Papierowy pieniądz wychodzi z mody. Jego fanów czekają coraz dłuższe kolejki, a z niektórych usług bez karty w ogóle nie da się skorzystać.
Polityka
Tylko 2 proc. Polaków nie nosi ze sobą żadnych banknotów ani monet.Maciej Nabrdalik/East News Tylko 2 proc. Polaków nie nosi ze sobą żadnych banknotów ani monet.

Artykuł w wersji audio

Osoby odwiedzające warszawski lokal Tel Aviv wita taki komunikat: „Drodzy Goście. W naszej restauracji została ujednolicona forma płatności – przeszliśmy całkowicie na metodę bezgotówkową. Każda transakcja odbywa się za pomocą karty płatniczej”. Przez lata można było się przyzwyczaić raczej do informacji zupełnie innej treści.

Sprzedawcy albo zastrzegali, że kart w ogóle nie przyjmują, albo też ostrzegali, że można nimi płacić tylko powyżej pewnej kwoty. Stąd komunikaty typu „kartą od 10 zł”. Tymczasem w Tel Avivie nie chcą gotówki. Dlaczego? – Nie trzeba jej codziennie wozić do banku, rozliczenia bezgotówkowe są dużo prostsze i tańsze. Gdy zaobserwowaliśmy, że około trzech czwartych naszych klientów i tak płaci kartami, postanowiliśmy nie przyjmować gotówki. Takie zmiany wprowadziliśmy w czerwcu i niezadowolonych gości było dotąd zaledwie kilku – mówi Mikołaj Zwierzewski, szef Tel Avivu.

Zwolennicy gotówki mogą oczywiście zaprotestować, wskazując napis na każdym polskim papierowym pieniądzu. Informuje on, że banknoty emitowane przez Narodowy Bank Polski są prawnym środkiem płatniczym w naszym kraju. Jednak w restauracji Tel Aviv skarg się nie boją. – Mamy opinię prawnika, zgodnie z którą możemy nie przyjmować gotówki. Musimy tylko o tym z góry uprzedzić potencjalnych klientów. Zresztą już kilka lat temu płatności wyłącznie bezgotówkowe obowiązywały np. w Strefach Kibica podczas Euro 2012. Podobnie dzieje się podczas festiwali muzycznych, jak Open’er – zwraca uwagę Zwierzewski.

Do tej listy przykładów można też od września dodać kolejny, i to całkiem ważny. Z przyjmowania gotówki zrezygnował właśnie BUW, czyli Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie. Kary za przetrzymanie książek można płacić już tylko kartą, ewentualnie przelewem na rachunek Biblioteki. Zdania wśród studentów są podzielone, ale do nowych zwyczajów wszyscy będą musieli się przystosować. A ci, którzy plastikowego pieniądza wciąż mieć nie chcą, powinni po prostu zwracać książki w terminie.

Usługi nowej generacji

Karty zaczynają także wypierać gotówkę wszędzie tam, gdzie do głosu dochodzą nowe technologie. Jak choćby w autobusach i tramwajach z automatami biletowymi. Prekursorem zmian w Polsce był Wrocław, gdzie od 2009 r. zaczęto w pojazdach montować automaty przyjmujące tylko karty. – Dzisiaj takie urządzenia są w każdym autobusie i tramwaju. Mogliśmy zamówić automaty przyjmujące także gotówkę, ale byłyby one dużo większe, a do tego mogłyby padać ofiarą złodziei. Na początku oczywiście były głosy krytyczne, ale pasażerowie się przyzwyczaili. Kto chce kupić bilet za gotówkę, ten musi to zrobić wcześniej – przekonuje Agnieszka Korzeniowska, rzecznik prasowy MPK Wrocław.

To zresztą i tak etap pośredni. Łódź czy Jaworzno testują jeszcze nowocześniejsze rozwiązania, które sprawdziły się choćby w Londynie. Za przejazd płaci się po prostu kartą zbliżeniową, przykładaną do kasownika. Nie ma już żadnego drukowania biletów, a w razie kontroli do czytnika kontrolera przybliża się tę samą kartę, która posłużyła do opłaty za przejazd. Dla gotówki w takim modelu nie ma miejsca. Kto dalej chce płacić monetami i banknotami, ten musi szukać kiosków albo stacjonarnych automatów, które wciąż przyjmują gotówkę. Te pierwsze znikają razem ze zmierzchem papierowej prasy, a tych drugich z czasem też będzie mniej, bo ich utrzymanie sporo kosztuje.

Te zmiany zachodzą powoli, ale nie ma odwrotu. Firmy coraz częściej decydują się uprzywilejowywać karty kosztem gotówki, bo widzą w tym interes. Karty idą w parze z automatyzacją, a ta pozwala częściowo rozwiązać problem braku rąk do pracy. Coraz więcej sieci handlowych wprowadza kasy samoobsługowe. Większość na razie przyjmuje gotówkę, ale w nowszych modelach da się płacić już tylko kartą. Efekty można zaobserwować np. w jednej ze stołecznych Biedronek, zajmującej miejsce po dawnym kinie Femina.

Do dwóch lub trzech tradycyjnych kas stoi zazwyczaj długa kolejka. Kto wybierze jedną z pięciu kas samoobsługowych, ten zazwyczaj nie czeka ani chwili, ale musi mieć ze sobą kartę. Teoretycznie zatem i gotówka, i karta są równorzędne. W praktyce ta druga pozwala ominąć kolejkę. Podobnie przepoczwarza się sieć McDonald’s. Tam również można stanąć w kolejce do tradycyjnej kasy albo szybciej złożyć zamówienie przy automacie i zapłacić w nim kartą.

Przyszłości gotówki coraz bardziej zagraża też rosnąca popularność usług nowej generacji. Przykładem może być chociażby Uber – alternatywa dla tradycyjnych taksówek. Na świecie wywołuje coraz większy sprzeciw i kontrowersje, ale w Polsce radzi sobie całkiem nieźle. Uber to dzisiaj już nie tylko firma taksówkarska, ale platforma usług z coraz bardziej zróżnicowaną ofertą. Nie ma tu opcji płacenia gotówką. Pieniądze za przejazd ściągane są z karty pasażera. Dla Ubera to zresztą powód do dumy. Jego przedstawiciele podkreślają, że dzięki temu kierowcy Ubera mogą czuć się bezpieczniej niż zwykli taksówkarze. Nie wożą pieniędzy i nie muszą nikomu wydawać reszty.

Z punktu widzenia rządu rosnąca popularność kart i smartfonowych aplikacji to wspaniała wiadomość. W ten sposób najłatwiej bowiem walczyć z szarą strefą. Każda transakcja bezgotówkowa pozostawia za sobą ślad i trzeba od niej zapłacić stosowne podatki. Nic dziwnego, że wicepremier i minister finansów Mateusz Morawiecki promuje płacenie kartami. Terminale płatnicze pojawiły się we wszystkich placówkach państwowej Poczty Polskiej, choć przez lata ten moloch kart w ogóle nie uznawał. Bezgotówkowo można też płacić w coraz większej liczbie urzędów, a wkrótce kartą da się nawet pokryć mandat, bo terminale trafią do policyjnych radiowozów.

Jednak największe marzenie rządu to zachęcić do przyjmowania kart małe firmy, do tej pory uwiązane do gotówki. Powstała nawet specjalna fundacja o nazwie Polska Bezgotówkowa, dzięki której darmowe terminale mają trafić do niewielkich przedsiębiorstw. Zapłacą za to banki, operatorzy płatniczy i agenci rozliczeniowi. Rząd ma w zamian skłonić wszystkie firmy, żeby akceptowały karty. Sektorowi finansowemu opłaca się ubić interes z Morawieckim, bo dzięki temu obroty kartami w Polsce jeszcze wzrosną.

Kłopot w tym, że Narodowy Bank Polski nie jest równie wielkim entuzjastą obrotu bezgotówkowego. Gdy rząd robi, co może, żeby gotówkę stopniowo eliminować, NBP niedawno wystąpił z istniejącej od 10 lat Koalicji na rzecz Obrotu Bezgotówkowego i Mikropłatności. Do tej pory obok Związku Banków Polskich był jednym z najważniejszych jej członków, a teraz jest już tylko obserwatorem. W efekcie Koalicja właściwie straciła rację bytu.

Idąc z duchem czasu

Oficjalne uzasadnienie tego kroku to według NBP chęć zachowania równowagi w banku centralnym między obrotem gotówkowym i bezgotówkowym. W rzeczywistości może chodzić raczej o personalny konflikt między Mateuszem Morawieckim a Adamem Glapińskim, prezesem NBP. Wprowadzenie do obiegu w lutym tego roku nowego banknotu o nominale 500 zł to widomy sygnał, że razem obu panom nie całkiem po drodze.

Zastępca Morawieckiego Tadeusz Kościński apelował w liście otwartym do prezesa NBP, aby tego nie robić, skoro równocześnie rząd zachęca Polaków do płacenia kartami i wykonywania przelewów. Jednak Adam Glapiński pozostał głuchy na takie argumenty. Morawiecki musi zatem radzić sobie sam w walce z gotówką, ale raczej go to nie zniechęca.

Od tego roku firmy między sobą mogą rozliczać się w gotówce tylko do kwoty 15 tys. zł. Poza tym rząd planuje zmienić przepisy Kodeksu pracy. Na razie bowiem to wciąż gotówka jest w świetle prawa standardem w wypłacaniu pensji, a przelew na konto tylko dodatkową możliwością. W przyszłości ograniczeń w płaceniu gotówką będzie zresztą przybywać. Można je uzasadniać nie tylko chęcią zduszenia szarej strefy, ale też walki z terroryzmem – podkreśla Jacek Uryniuk, redaktor naczelny serwisu finansowego Cashless.pl.

Ofensywa bezgotówkowa przynosi widoczne efekty. W Polsce działa już prawie 600 tys. terminali kartowych. To dwa razy więcej niż pięć lat temu. W ciągu kwartału wykonuje się w nich ponad 900 mln transakcji. Ta liczba podwoiła się w ciągu zaledwie trzech lat. Gotówka wciąż króluje, ale jej pozycja słabnie. Kilka lat temu szacowano, że 80 proc. wszystkich transakcji w Polsce jest gotówkowych. Według najnowszych badań NBP opublikowanych w sierpniu tego roku transakcje gotówkowe to 54 proc. całości, a karty mają 42 proc. udziału w rynku. Reszta przypada głównie na przelewy. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę nie ilość, ale wartość transakcji, to karty prowadzą już z gotówką wynikiem 46:41. Mówiąc prościej, Polacy kartami płacą rzadziej, ale za to większe kwoty. Co ważne, wybór gotówki nie jest wcale spowodowany finansowym wykluczeniem. Według NBP już tylko co dziesiąty Polak nie posiada rachunku bankowego.

Rola gotówki niemal na pewno będzie więc maleć. Z drugiej strony życie bez niej ciągle wydaje się trudne. Według badań przeprowadzonych niedawno przez ING Bank, aż 75 proc. Polaków korzystało z niej w ciągu ostatnich trzech dni przed datą sondażu. Tylko 2 proc. z nas nie nosi ze sobą żadnych banknotów ani monet.

Co więcej, prawie trzy czwarte sądzi, że nigdy z gotówki całkowicie nie zrezygnuje. Zresztą nawet w miejscach i firmach szybko idących z duchem czasu może ona znaleźć swoje zastosowanie. Tak jest np. we wspomnianej restauracji Tel Aviv, gdzie jest wykorzystywana do… wręczania napiwków obsłudze. Oczywiście napiwki można też zostawiać w formie bezgotówkowej, dodając je do kwoty płaconej kartą. Tyle że wówczas do pracowników trafi ich znacznie mniej, bo prawie połowę zjedzą podatki i składki.

Walka z gotówką może mieć zresztą jeszcze jeden skutek. Banknoty to prawdziwy raj dla mikrobów. Według badań sprzed trzech lat przeprowadzonych przez nowojorski uniwersytet każdy dolarowy banknot zawiera aż 3 tys. różnych bakterii. Z jednej strony to informacja dość przerażająca, a unicestwienie gotówki mogłoby nas od kontaktu z tymi bakteriami uchronić. Tyle tylko, że długofalowe konsekwencje trudno przewidzieć, bo być może ludzie zaczęliby chorować częściej, a nie rzadziej. Nic tak przecież nie uodparnia jak regularny kontakt z drobnoustrojami.

Jeśli gotówka zacznie znikać, stanie się to zapewne najpierw w krajach skandynawskich, gdzie już dziś karty zdecydowanie dominują. W Szwecji nieprzyjmowanie gotówki w sklepach, punktach usługowych czy autobusach nikogo nie dziwi. Zakupy za gotówkę stanowią już zaledwie 1 proc. wartości wszystkich transakcji. Nic dziwnego, że coraz częściej rozważane są tam scenariusze całkowitego wycofania banknotów i monet w ciągu kilkunastu lat. Czy przy okazji wraz z bakteriami zginie numizmatyka?

Polityka 46.2017 (3136) z dnia 14.11.2017; Rynek; s. 41
Oryginalny tytuł tekstu: "Żegnaj, gotówko"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną