Po pierwsze, pierwszy filar
Jak w III RP naprawiano i psuto system emerytalny
Motto: „…wówczas wszyscy byliśmy zwolennikami Otwartych Funduszy Emerytalnych. Mniej lub bardziej entuzjastycznie, ale popieraliśmy ten projekt, kompletnie nie rozumiejąc konsekwencji”.
M. Belka, „Selfie”, Wydawnictwo Studio Emka, Warszawa 2016, s. 47.
***
W czasach panowania w Polsce porządku komunistycznego ubezpieczeniem emerytalnym stopniowo obejmowana była coraz większa grupa pracujących. Na wstępie zlikwidowano wszelką autonomię ubezpieczeń, a i potem (po Październiku) ta autonomia była formalna. Obowiązywał system, który nazywamy repartycyjnym. Jego dominującą zasadą jest solidarność pokoleń: generalnie świadczenia emerytów wypłacane są ze składek wnoszonych przez aktualnie pracujących. Istniała też wtedy (ale ograniczona) zależność wysokości świadczeń od wysokości wcześniej otrzymywanych płac.
Sposób wyliczania świadczeń przesądzał, że ich struktura była silnie spłaszczona. Mimo że długo składka była relatywnie niska (odprowadzana przez pracodawców hurtowo za całą załogę), to nie było problemu deficytu. To konsekwencja bardzo wysokiego poziomu zatrudnienia, niskiego poziomu świadczeń i... niskiej przeciętnej długości życia (a więc krótkiego okresu pobierania świadczenia). Zmorą ubezpieczonych (szczególnie od lat 70.) stał się tzw. stary portfel – brak systemowej waloryzacji wysokości świadczeń mimo rosnących cen i płac.
Pod dramatyczną presją system ubezpieczenia emerytalnego znalazł się dopiero po 1990 r. Gigantyczna w pierwszych latach inflacja wymusiła ustanowienie kwartalnej waloryzacji świadczeń. Wysokie bezrobocie skłoniło władze do wprowadzenia ułatwień przy przechodzeniu na emeryturę (bardziej jeszcze na rentę) – populacja emerytów i rencistów gwałtownie wzrosła. Do tego wiele znajdujących się w tarapatach przedsiębiorstw nie odprowadzało składek.