Pomysł pierwszy: pieniądze są dla ludzi
#WybijcieTeMonete. Tak brzmiałaby polska wersja hasztagu, który robił zawrotną karierę w amerykańskiej blogosferze w początkach 2013 r. Demokraci i republikanie ugrzęźli wtedy w totalnym budżetowym klinczu. A rządowi federalnemu groził tzw. government shutdown. Czyli utrata płynności skutkująca wstrzymaniem wypłat ponad 2 mln pracowników administracji. I wtedy pojawił się pomysł na wybicie monety o nominale jednego biliona dolarów.
Propozycja brzmiała tak: departament skarbu przygotuje monetę okolicznościową i umieści ją na koncie rządu USA w Banku Rezerwy Federalnej. Zrobi to zupełnie legalnie, bo na bicie okolicznościowych monet nie potrzeba zgody Kongresu. Oczywiście miedziak nie trafi nigdy do obiegu, więc nie wywoła inflacji. Zwyczajnie zmniejszy poziom zadłużenia rządu USA i pozwoli mu na dalsze rolowanie kredytów. A widmo paraliżu administracji państwowej zostanie oddalone. Ostatecznie do wybicia bilionówki nie doszło, bo tematu nie podchwyciły elity polityczne. Government shutdown w końcu i tak się ziścił.
Przy okazji bilionówka zafrapowała Amerykę. Okazało się, że wielu poważnych ekonomistów wcale nie uważa tego pomysłu za rozwiązanie księżycowe. Przeciwnie. W anglosaskiej ekonomii rośnie w siłę oryginalny prąd myślowy zwany Nowoczesną Teorią Pieniądza (angielski skrót to MMT). Dowodzi ona, że nasze podejście do pieniądza w XXI w. musi się fundamentalnie zmienić.
W zasadzie nie da się jednoznacznie powiedzieć, czy MMT to pomysł lewicowy, czy prawicowy. Z jednej strony można go wywodzić wprost z ducha keynesizmu albo z nie mniej błyskotliwych prac Polaka Michała Kaleckiego czy Amerykanina Abby’ego Lernera. Wszyscy oni już dawno temu pokazywali, że o gospodarce narodowej nie można myśleć jak o takim większym gospodarstwie domowym, które nie powinno żyć ponad stan i wydawać więcej, niż zarabia.