Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Wyższa półka trzeszczy

Koniec polskich delikatesów?

Nocny letni market na dawnych peronach dworca Warszawa Główna. To właśnie takie miejsca, targi żywnościowe, nowoczesne hale targowe są największą konkurencją tradycyjnych delikatesów. Nocny letni market na dawnych peronach dworca Warszawa Główna. To właśnie takie miejsca, targi żywnościowe, nowoczesne hale targowe są największą konkurencją tradycyjnych delikatesów. Jacek Domiński / Reporter
Polscy konsumenci mają się coraz lepiej, ale polski handel coraz gorzej. A najgorzej polskie sieci delikatesów. Po bankructwie Bomi i Almy, kłopotu – czyli Piotra i Pawła – pozbyli się dotychczasowi właściciele. Wkrótce i ta sieć może zniknąć z rynku.
Eksperci przypuszczają, że Piotr i Paweł zostanie kupiony przez jakąś silną sieć zagraniczną, która zechce mieć także ofertę z wyższej półki.Michał Dyjuk/Forum Eksperci przypuszczają, że Piotr i Paweł zostanie kupiony przez jakąś silną sieć zagraniczną, która zechce mieć także ofertę z wyższej półki.

Z tego, że trzeba będzie zamknąć sklepy, prezes Piotr Woś zdawał sobie sprawę już od co najmniej dwóch lat, co nie znaczy, że ten fakt akceptował. Kiedy jednak przed kilkoma miesiącami w oczy zajrzał strach, że któryś z poirytowanych brakiem zapłaty wierzycieli może złożyć w sądzie wniosek o upadłość sieci, na ten desperacki krok Piotr i Paweł spółka z o.o. zdecydowała się sama. To był element strategii wyprzedzającej, uniemożliwiającej ten ruch przeciwnikom. Zaraz go wycofała, ale i tak wystarczyło, żeby rynek stracił złudzenia. Wosiowie sobie nie radzą.

Jeszcze niedawno biznes poznańskich właścicieli rozwijał się dynamicznie. Bracia, wraz z mamą Eleonorą, zaczynali od otwarcia jednego sklepu w Poznaniu na początku lat 90. Żadne z nich wcześniej z handlem nie miało nic wspólnego. Mama pracowała w spółdzielni mieszkaniowej, Piotr był inżynierem, Paweł kucharzem. Piotr i Paweł najpierw otwierali nowe sklepy w Wielkopolsce, a po kilku latach także w centrum kraju. Podobną strategię mieli właściciele Bomi, zaczynający w Trójmieście, a potem Jerzy Mazgaj, otwierający placówki delikatesowej Almy w Krakowie i Warszawie. Wszyscy stali się pieszczochami mediów, byli dowodem, że Polak w handlu też potrafi.

Delikatesy pod nóż

Rynek podbijały jednak sieci zagranicznych hipermarketów. Polskie delikatesy stawiały na klienta aspirującego, szukającego bardziej wyszukanego asortymentu i gotowego za to więcej płacić. Liczyły, że takich szybko zacznie przybywać. Właściciele polskich delikatesów bacznie śledzili poczynania bezpośrednich konkurentów, za mało jednak rozglądali się po całym rynku. I przegapili, jak szybko się zmienia.

Lata 90. to było eldorado – wspomina Robert Krzak, obecny wiceprezes Piotra i Pawła, który w latach 80.

Polityka 17/18.2018 (3158) z dnia 24.04.2018; Rynek; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Wyższa półka trzeszczy"
Reklama