Jeśli nie zaczniemy przyjmować większej liczby imigrantów, to gospodarka polska spowolni – stwierdził Paweł Chorąży, jeszcze jako wiceminister rozwoju. Powiedział prawdę i został za to ukarany dymisją. Prawda kłóci się bowiem z polityką imigracyjną rządu. Zaś polityka jest ważniejsza od prawdy. Zwłaszcza teraz, gdy czeka nas wyborczy maraton.
Brak rąk do pracy – główna bariera rozwoju
Chorąży nie wymyślił koła, powiedział to, co widzą wszyscy – gospodarce dramatycznie zaczyna brakować ludzi do pracy. Nie dość, że roczniki wchodzących dopiero na rynek pracy są mniej liczne niż osób kończących aktywność zawodową, to jeszcze przywrócenie wcześniejszego wieku emerytalnego ten problem dodatkowo zaostrzyło. Przedsiębiorcy nie są w stanie zatrudnić tylu osób, ilu poszukują. To obecnie najpoważniejsza bariera rozwoju. O co więc chodzi?
Czytaj także: Imigranci już tu są
„Polska dla Polaków” na ustach, pozwolenia na pracę po cichu
Chodzi o to, że obecna ekipa wykreowała strach przed imigrantami, którzy mogą zarazić nas pasożytami i jawi się teraz jako główny obrońca przed ich napływem. To tanie paliwo polityczne i rząd przed nadchodzącymi wyborami z niego nie zrezygnuje. Więc, chociaż cichcem wydaje się w Polsce pozwolenia na pracę wielu Hindusom, Nepalczykom i obywatelom z najdalszych krańców świata, to oficjalnie rząd uparcie deklaruje, że jesteśmy przeciw. Polska ma być dla Polaków, choćbyśmy mieli przez to żyć gorzej. Jeśli już musimy kogoś do Polski wpuścić, to ostatecznie niech to będą