Kiedyś po choinkę trzeba było pójść do lasu i najlepiej ją… ukraść – przypomina prof. Katarzyna Smyk z UMCS w Lublinie, kulturoznawczyni z doktoratem na temat symbolu choinki. Za taką kradzieżą kryło się myślenie magiczne. Kłujące igły świerków, jodeł i sosen miały chronić przed złem, ale większą moc miały te wycięte ukradkiem. Przynosiły więcej szczęścia.
Obecnie leśnicy kradzieże drzewek wiążą nie tyle z magią, ile z biedą. Co roku w ramach akcji „Choinka” polują na choinkowych kłusowników, ale już właściwie bez sukcesów. – Jeszcze w latach 80. i 90. wytaczaliśmy ok. 300 spraw rocznie, a teraz zaledwie 10–20 – relacjonuje Krzysztof Gola, komendant Straży Leśnej w Nadleśnictwie Daleszyce, przynależnym do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych (RDLP) w Radomiu. – W PRL ludzie nagminnie szli do lasu i cięli. Dziś sporadycznie. W zeszłym roku na naszym terenie nie zanotowaliśmy żadnej kradzieży.
Choinka formowana
Z perspektywy Lasów Państwowych choinki bożonarodzeniowe stanowią dziś zupełny margines, cienką nitkę łączącą z tradycją. Sprzedają ich zaledwie ok. 100 tys. sztuk. Głównie świerka pospolitego. To drzewka z tzw. cięć pielęgnacyjnych oraz z niewielkich plantacji, które zakłada się tam, gdzie nie ma szans na prawdziwy las, na przykład pod liniami energetycznymi. Rok temu na terenie całej RDLP w Warszawie sprzedano ledwie 750 drzewek. A szacuje się, że Polacy kupują na święta 5–6 mln choinek naturalnych. Owe miliony pochodzą już nie z lasu, ale z plantacji prywatnych, polskich i zagranicznych.
Prywatne plantacje zaczęły powstawać w latach 90. Dla Aleksandra Swobodzińskiego były pomysłem na nowe życie. Pracował jako traser okrętowy w Stoczni Gdańskiej. Uczestniczył w budowie „Daru Młodzieży” i „Pogorii”.