Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Kłują, nie pachną, a idą

Polska branża choinkowa

Szacuje się, że Polacy kupują na święta 5–6 mln choinek naturalnych. Szacuje się, że Polacy kupują na święta 5–6 mln choinek naturalnych. Michał Tuliński / Forum
Bożonarodzeniowe drzewka dzisiaj już nie rosną w lesie, a jednak ciągle nie wyobrażamy sobie bez nich świąt.
Nawet leśnicy przyznają, że drzewka z plantacji są zwykle ładniejsze niż z lasu.Polityka Nawet leśnicy przyznają, że drzewka z plantacji są zwykle ładniejsze niż z lasu.

Kiedyś po choinkę trzeba było pójść do lasu i najlepiej ją… ukraść – przypomina prof. Katarzyna Smyk z UMCS w Lublinie, kulturoznawczyni z doktoratem na temat symbolu choinki. Za taką kradzieżą kryło się myślenie magiczne. Kłujące igły świerków, jodeł i sosen miały chronić przed złem, ale większą moc miały te wycięte ukradkiem. Przynosiły więcej szczęścia.

Obecnie leśnicy kradzieże drzewek wiążą nie tyle z magią, ile z biedą. Co roku w ramach akcji „Choinka” polują na choinkowych kłusowników, ale już właściwie bez sukcesów. – Jeszcze w latach 80. i 90. wytaczaliśmy ok. 300 spraw rocznie, a teraz zaledwie 10–20 – relacjonuje Krzysztof Gola, komendant Straży Leśnej w Nadleśnictwie Daleszyce, przynależnym do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych (RDLP) w Radomiu. – W PRL ludzie nagminnie szli do lasu i cięli. Dziś sporadycznie. W zeszłym roku na naszym terenie nie zanotowaliśmy żadnej kradzieży.

Choinka formowana

Z perspektywy Lasów Państwowych choinki bożonarodzeniowe stanowią dziś zupełny margines, cienką nitkę łączącą z tradycją. Sprzedają ich zaledwie ok. 100 tys. sztuk. Głównie świerka pospolitego. To drzewka z tzw. cięć pielęgnacyjnych oraz z niewielkich plantacji, które zakłada się tam, gdzie nie ma szans na prawdziwy las, na przykład pod liniami energetycznymi. Rok temu na terenie całej RDLP w Warszawie sprzedano ledwie 750 drzewek. A szacuje się, że Polacy kupują na święta 5–6 mln choinek naturalnych. Owe miliony pochodzą już nie z lasu, ale z plantacji prywatnych, polskich i zagranicznych.

Prywatne plantacje zaczęły powstawać w latach 90. Dla Aleksandra Swobodzińskiego były pomysłem na nowe życie. Pracował jako traser okrętowy w Stoczni Gdańskiej. Uczestniczył w budowie „Daru Młodzieży” i „Pogorii”. W połowie lat 90. zainwestował w grunty. Choinki uprawia na 20 ha (180 tys. drzewek) w Białachowie na Kociewiu, niedaleko Starogardu Gdańskiego. Śmieje się, że wszedł w ten biznes, bo uważał, że posadzi i samo urośnie, a on będzie miał święty spokój. Tymczasem okazało się, że trzeba pielić chwasty, nawozić ziemię, opryskiwać i formować drzewka. – Z biegiem czasu – opowiada – nauczyliśmy się, że najważniejsza jest jakość, gęstość, barwa, przyjazne opryski, które nie zaszkodzą owadom. Bo sąsiedzi mają pszczoły albo uprawy, które muszą być zapylone. Sam musiałem zdobywać tę wiedzę. Odnalazłem się w tym, co robię.

Najwięcej ma świerka pospolitego, poza tym: świerk kłujący w wersji zielonej i srebrnej, świerk serbski. Drzewka formuje dwa razy do roku, ponieważ najczęściej rosną bezkształtne. Urodę zawdzięczają ingerencji plantatora. Dlatego nawet leśnicy przyznają, że drzewka z plantacji są zwykle ładniejsze niż z lasu.

Według specjalistów z Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach powierzchnia upraw choinkowych, nie licząc tych w Lasach Państwowych, wynosi ok. 5 tys. ha i stale rośnie. Główne uprawy znajdują się w trzech województwach pomorskich, gdzie sadzi się jodły i świerki. W Polsce centralnej i południowej plantacje są mniejsze i oparte głównie na świerku. Wraz z plantacjami pojawiły się różne gatunki iglaków z południa Europy, Azji Zachodniej czy Ameryki Północnej, wcześniej w naszych domach nieobecne.

Rejon nadmorski stał się zagłębiem modnej teraz jodły kaukaskiej. Drzewko nie pachnie. Sukces rynkowy zawdzięcza temu, że igły, nawet podeschnięte, nie odpadają od gałązek. – To królowa choinek – mówi z przekonaniem Anna Dawidziuk-Jankowska, dyrektorka spółki Orfo. – Jest najdroższa. Więc jeżeli są dobre ziemie i klimat, to się ją sadzi. Uwielbia wilgoć. U nas najlepiej udaje się w pasie 20 km od linii brzegu morskiego, a także na drugim krańcu Polski, w rejonie Przemyśla.

Na plantacji Orfo (kapitał duński) pomiędzy Koszalinem a Kołobrzegiem rośnie 10 mln drzew wysokości od 60 cm do 5 m. Żeby jodła osiągnęła 175–200 cm, potrzeba 10 lat. Potem idzie w górę szybciej. Plantacja Orfo jest trzecia co do wielkości. Po Green Team (też Duńczycy, 2000 ha pod Kołobrzegiem) i ABC w Mostach pod Goleniowem (ok. 600 ha). Część znajduje nabywców w kraju, reszta trafia do różnych państw Europy.

Tylko nie „eko”

Polska branża choinkowa zaczyna liczyć się na świecie. W Strzekęcinie koło Koszalina odbyło się Europejskie Spotkanie Plantatorów Choinek, organizowane od 20 lat, ale po raz pierwszy w Polsce. Nowo powstałe Polskie Stowarzyszenie Plantatorów Choinek za cel postawiło sobie ich standaryzację. Żeby te ze stowarzyszeniowym logo były takiej samej jakości. To ważne przy dużych zamówieniach z sieci handlowych, którym jeden producent nie jest w stanie sprostać. Chodzi o to, by mogli takie zamówienia realizować wspólnie.

Szykują się też do kampanii przeciwko drzewkom plastikowym, które nazywają „podróbkami” (z ang. fake tree). Pierwsze choinki sztuczne z barwionych na zielono gęsich piór pojawiły się pod koniec XIX w. w Niemczech. Miały być remedium na trzebież lasów. W Polsce w grudniu 1938 r. gazety alarmowały: „Bezsensowna rzeź drzewostanu. 10 tys. choinek w Warszawie wywieziono na opał”. Bo tyle nie znalazło kupców. Szacowano wtedy, że na święta wycięto 3 mln drzewek. „Na takie marnotrawstwo – grzmiała prasa – nie pozwala sobie żadne z państw na świecie. W niektórych krajach, np. w Italii i w Rumunii, w ogóle zakazano wyrębu choinek”. Rzym świętował bez choinek już w 1935 r. Zakaz wydał sekretariat partii faszystowskiej, uzasadniając to ochroną lasów i sprzeciwem wobec obcego obyczaju.

Plastik wydawał się wybawieniem. I wiele osób wciąż żyje w przekonaniu, że kupując choinkę plastikową, chroni naturę. Ewa Chodkiewicz z WWF Polska, organizacji działającej na rzecz środowiska, z zakłopotaniem wyznaje, że w piwnicy mają dyżurne drzewko, które w porze świąt przenoszą do biura. Nawet nie wiadomo, skąd się wzięło. Jednak dziś ekolodzy są zgodni: sztuczne choinki są wytwarzane z metalu i tworzyw, które bazują na ropie i gazie, zużywają zasoby naturalne, i to te nieodnawialne. Wyrzucone na śmietnik rozkładają się nawet kilkaset lat. Spalanie, żeby się ich pozbyć, wymaga specjalistycznych instalacji, bo uwalniają się szkodliwe gazy.

Żywe choinki rosną 6–10 lat, zużywają wodę, wyjaławiają glebę, wymagają środków ochrony roślin – wylicza Chodkiewicz. – Ale jeżeli ktoś staje przed wyborem, to namawiamy do zakupu żywej, z legalnego źródła.

Nie bez znaczenie jest to, co zrobimy z choinką po świętach. Najlepiej jeśli zostanie oddana w ramach specjalnej zbiórki do przetworzenia na kompost. W tej postaci przywraca się ją naturze.

Choinki z wtryskarki

Sondaże, zarówno CBOS, jak TNS Polska, pokazują jednak, że plastik zwycięża. Spośród osób, które nie wyobrażają sobie świąt bez choinki, dwie trzecie wybiera sztuczną choinkę.

Choinki z plastiku najlepiej rosną w gminie Koziegłowy na Śląsku. – Jesteśmy największym nadleśnictwem sztucznych choinek w Polsce – stwierdza Jacek Ślęczka, od 2002 r. burmistrz Koziegłów. Zaczęło się pod koniec lat 80. Dwaj przedsiębiorczy Marianowie – Nawrot i Sojski – sprowadzili pierwsze maszyny i uruchomili biznes. Sojski nadal wytwarza choinki, zatrudnia 34–40 osób. Jego wspólnik poszedł w przetwórstwo rybne. Ale przykład zainspirował innych. W gminie powstało ponad 400 firm, większych i mniejszych, zaangażowanych w bożonarodzeniowy przemysł. Niejedna zaczynała od produkcji garażowej.

Pierwsze choinki, na stelażu drewnianym, wyglądały jak szczotki do butelek – wspomina burmistrz Ślęczka. A teraz – proszę – ogrzewane hale, linie produkcyjne sterowane komputerowo, drzewka, które trudno odróżnić od prawdziwych. Jedni wytwarzają materiały do produkcji choinek, inni maszyny. Prócz choinek produkują bombki, girlandy, stroiki, całe aranżacje gwiazdkowe dla centrów handlowych oraz rynków miejskich. Burmistrz szacuje, że w gwiazdkowym biznesie pracuje ok. 4 tys. osób, czyli co czwarty mieszkaniec gminy. Co czwarta złotówka, która trafia do kasy gminy z PIT i CIT, bierze się z choinek. A niektórzy mieszkańcy pootwierali nawet zakłady za granicą (Rosja, Białoruś, Ukraina, Czechy, Słowacja).

W okresie świątecznym Koziegłowy wyglądają wyjątkowo barwnie, bajkowo, bo producenci prześcigają się w wystroju swoich firm i punktów sprzedaży – opisuje Ślęczka. Na rynku stoi 8-metrowa choinka od Adalu. To firma rodzinna prowadzona przez Justynę i Adama Gilów, jedna z największych. Na starcie mieli w ofercie 3 czy 4 modele drzewek, teraz mają tysiąc modeli – do wyboru, do koloru. Najpierw wytwarzali je z polichlorku winylu (PVC), od niedawna także z polietylenu (PE). Pierwsza wersja powstaje przez nawijanie na drut pociętych pasków folii PVC. W drugiej wersji, określanej jako choinki „odlewane”, gałązki wraz z igłami produkuje się na wtryskarkach. Wiernie odwzorowują kształt igieł danego gatunku drzewa, ich osadzenie na gałązkach. – Z polietylenu można wytwarzać ciekawsze, bardziej atrakcyjne modele – mówi Justyna Gil. Według niej na topie cały czas utrzymują się drzewka, które najbardziej przypominają te prawdziwe. Zielone zawsze lepiej się sprzedają niż kolorowe, a szerokie, rozłożyste są popularniejsze niż wąskie. Modele dziwne, abstrakcyjne mają słabe wzięcie.

W Adalu cieszą się, że sprzedaż im wzrasta. W ostatnich latach o 30 proc. rocznie. Także dzięki poszerzeniu oferty o kompletne świąteczne dekoracje dla centrów handlowych, banków, rynków miast, różnych miejsc publicznych. W tym roku dla galerii w centrum Gdańska przygotowują 30-metrową konstrukcję z aluminium, bez igliwia, tylko formą nawiązującą do bożonarodzeniowego drzewka. Z wielkim stroboskopem przypominającym latarnię morską.

Firma Gilów co roku ma duże stoisko na Christmasworld we Frankfurcie, największych targach branży. 80 proc. ich produkcji trafia na eksport. Kupuje cały świat – Europa Zachodnia, Wschodnia, ale także Nigeria, Liban, Dubaj, a nawet Australia. Dubajczykom zależało na czasie, więc 15-metrową choinkę (składaną) trzeba było wysłać samolotem. Sam wyrób nie kosztował nawet 1/3 kwoty, którą klient zapłacił za transport. Justyna Gil jest wyraźnie dumna, że kupuje od nich Australia i azjatycka części Rosji. Bo to świadczy, że Adal jakością wygrywa z Chinami, które są tańsze i bliższe.

Firma Sojskiego też sporo eksportuje. No i zaopatruje Amazona. Choinki z folii PVC sprzedają się lepiej, bo są o trzy–cztery razy tańsze od tych z PE.

Zanik kultu choinki raczej nam nie grozi – powtarza Justyna Gil. Ale każdy szuka innej. Jedni chcą być eko i wybierają drzewka w doniczkach, by wsadzić je po świętach do ziemi. Z różnym skutkiem. Powstały pierwsze wypożyczalnie żywych choinek (dość drogie). Z drugiej strony w przestrzeni publicznej pojawiają się choinki sztuczne, ale z recyklingu. Na przykład, z pustych butelek szklanych albo plastikowych. Rakvere w Estonii zasłynęło drzewkiem skomponowanym ze 121 starych, pomalowanych kolorowo ram okiennych. Tczew miał choinkę z rowerów. Pracownicy Biblioteki Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie popisywali się już choinkami z książek, z szuflad oraz kart katalogowych, z 1000 sztuk origami.

Choinka magiczna

A w domach? Wątpliwe, by drzewko naturalne zdołało radykalnie wyrugować plastikowe. To drugie jest zbyt wygodne, praktyczne i ekonomiczne. Można jednak odnieść wrażenie, że niektórzy tęsknią za magią. I nie chodzi bynajmniej o tę magię związaną z obrzędową kradzieżą, o której była mowa na początku, ale o jakąś inną, legalną formę „odtowarowienia” choinki. By nie była ona produktem jak każdy inny – z hipermarketu czy sprzedażnego placu. Doświadczyli tego pracownicy Nadleśnictwa Gdańsk. Rok temu zaprosili amatorów choinek z odliczoną gotówką (40 zł za drzewko 1,5–2,5 m) na plantację koło leśniczówki w Sopocie. Zaproponowali im samodzielny wybór i wycinkę. Efekt? – Przecieraliśmy oczy ze zdumienia – relacjonuje Łukasz Plonus, rzecznik nadleśnictwa. – Tłum ludzi. Dwa razy więcej, niż zakładaliśmy. Starsi, młodsi, całymi rodzinami. Zabrakło piłek do drewna, choć przygotowaliśmy kilkadziesiąt, a do tego część przyszła z własnymi. Rozpaliliśmy kilka ognisk. Jedni przynieśli kiełbasę, inni chleb. Dzielili się tym, co mieli, rozmawiali. Piknik w środku zimy.

W ciągu jednego dnia wycięto 1700 świerczków. Plonus uważa, że w dzisiejszych skomercjalizowanych czasach święta potrzebują takich wydarzeń. Pójście z dzieckiem do sklepu to nie to samo co na plantację, gdzie wita leśnik w mundurze terenowym. Choinka wydaje się wtedy bardziej prawdziwa. – Brzydka, ładna, to nie miało większego znaczenia, każda była magiczna – wspomina Plonus. – Poszły także drzewka, co to nam się wydawało, że nigdy nie znajdą swojej rodziny. Pozostały pojedyncze sztuki, może ze trzy. No i one dalej rosną.

Polityka 50.2018 (3190) z dnia 11.12.2018; Rynek; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Kłują, nie pachną, a idą"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną