W sadach zima, ale właściciele jabłek przemysłowych nie tracą nadziei, że jeszcze je sprzedadzą. Minister im to obiecał. Z przekazem o interwencyjnym skupie jabłek Jan Krzysztof Ardanowski ruszył na wieś przed wyborami samorządowymi. Sadownicy byli wściekli, bo firmy skupowe płaciły zaledwie 10 gr za kilogram owoców przemysłowych, zanosiło się, że nadwyżka ponad miliona ton jabłek pozostanie na drzewach. Interwencja państwa wydawała się błogosławieństwem. „Zdjęcie z rynku” co najmniej 500 tys. ton owoców miało służyć stabilizacji, czytaj: podniesieniu cen rynkowych.
Nikt nie zwracał uwagi na to, że operację ma prowadzić firma Eskimos SA, notowana na NewConnect. Kontroluje ją tajemniczy Fundusz Inwestycyjny Rubikon, zarejestrowany w Krakowie. Prezes Stanisław Sulima ma w nim 25 proc. Firma Eskimos do tej pory nie wyprodukowała ani litra koncentratu jabłkowego. Nikt nie pytał, dlaczego akurat ona i w jaki sposób została wyłoniona.
Sadownicy ze słów ministra zapamiętali to, co było dla nich najważniejsze, a co dotarło do nich za pośrednictwem portaluspozywczego.pl: „Firma nie dość, że będzie płaciła dwa razy więcej niż dotychczas proponowały skupy, to będzie też płaciła zaliczkowo za jabłka dostarczane w późniejszym terminie. W dodatku rolnicy otrzymają pieniądze w ciągu 7 dni po dostawie”.
Złodzieje z zagranicy
Tę depeszę ze zdumieniem czytali producenci soków, do których nikt z propozycją udziału w interwencyjnym skupie się nie zgłaszał, o planowanej interwencji nie informował, a o tym, że ministerstwo wybrało do realizacji przedsięwzięcia firmę spoza branży, dowiedzieli się z mediów. „Eskimos zaangażuje swoje środki, to przedsięwzięcie komercyjne, ta firma nie oczekuje żadnej dotacji państwa” – zaznaczył minister Ardanowski w rozmowie z PAP.