Góra plastikowego śmiecia w Europie każdego roku powiększa się o około 26 mln ton! Zaledwie 30 proc. poddaje się recyklingowi. Resztę spala się, wywozi na składowiska lub wyrzuca, gdzie popadnie. Wcześniej czy później wyląduje w oceanach. Z raportu Deloitte Advisory wynika, że do oceanów spływa rocznie 13 mln ton plastikowych mikrocząsteczek. Uwalniają się z opon poprzez ścieranie, z odzieży w trakcie prania, ale są też w nawozach, farbach, detergentach, a do niedawna także w pastach do zębów i kosmetykach. Plastikowe włókniny znajdują się również w coraz powszechniej używanych chusteczkach nawilżających. Mikrocząsteczki zjadają ryby, co jest przyczyną ich wymierania. W końcu trafiają także do ludzkich żołądków.
Są też elektrośmieci, czyli zużyte telefony komórkowe, laptopy, pralki, lodówki. W sumie kolejne 50 mln ton rocznie. Autorzy raportu ONZ na temat globalnej sytuacji z e-odpadami wyliczyli, że z tych przez nas wyrzucanych można by zbudować 4,5 tys. wież Eiffla, zajęłyby całą powierzchnię Manhattanu. Na razie jednak góry elektrośmieci rosną w Azji lub Afryce, zwłaszcza w Kenii. W przeciętnym europejskim czy amerykańskim domu różnego rodzaju sprzętów, które po kilku latach użytkowania staną się śmieciami, jest średnio około 80. Nie muszą wcale przestać działać, żebyśmy się ich pozbyli. – Często robimy to z ekotroski, bo nowsze typy są lżejsze, bardziej energooszczędne, zużywają mniej wody – zauważa Michał Kanownik, prezes Związku Cyfrowa Polska.
Zabawa w butelkomaty
Świat wytwarza 335 mln ton wyrobów z plastiku rocznie, sama Europa – 60 mln. W zestawieniu z tymi danymi nasze sukcesy w rozwiązywaniu problemu wydają się mocno wątpliwe. Unia zakazała produkcji jednorazowych wyrobów z plastiku, które żyją najkrócej, czasem zaledwie kilka sekund.