Firmy upadają stojąc
Biznes w zapaści – przedsiębiorcy o tym, z czym się dziś muszą mierzyć i ile jeszcze przetrwają
Marzec był okresem, kiedy gospodarka gwałtownie zwalniała. Blokowane granice, stający transport, kolejne coraz ostrzejsze rygory sanitarne odcinające Polaków od większości usług i dużej części handlu, administracyjne decyzje zakazujące działalności całych branż, zamknięcie szkół i przedszkoli, które pozbawiło firmy wielu pracowników zmuszonych do podjęcia opieki nad dziećmi, a wreszcie narodowa kwarantanna z ograniczonym prawem do opuszczania domów wprowadziły gospodarkę w stan chorobowy. Po usługach i transporcie, które odczuły to jako pierwsze, przyszła kolej na przemysł.
Staje produkcja w wielu branżach, bo brakuje pracowników, surowców i części z importu, a ograniczenia w handlu sprawiają, że nie ma komu towaru sprzedawać ani komu kupować. Jako pierwszy stanął przemysł samochodowy. Linie produkcyjne w polskich fabrykach Fiata, Opla, Volkswagena, Toyoty, MAN były sukcesywnie zatrzymywane. Stanęły fabryki opon Michelin w Olsztynie i FO Dębica. Nie pracują wytwórcy sprzętu AGD – Amica Wronki, dwa zakłady Whirpoola, trzy polskie fabryki BSH. Stoją meblarze, m.in. Forte, Wójcik, IKEA, producent okien Velux, wytwórcy ceramiki Bolesławiec, Paradyż, Nowa Gala. Ta lista wciąż się wydłuża.
Słabnące tętno gospodarki najlepiej widać na wykresach zapotrzebowania na energię elektryczną. Jeśli na początku marca w trakcie popołudniowego szczytu Polska potrzebowała 24 gigawatów (GW) mocy, to w ostatnim dniu marca było to 21,1 GW, a w ubiegłym tygodniu już tylko 18,3 GW. Malejące zapotrzebowanie na energię przekłada się na kondycję energetyki, zwłaszcza górnictwa, które już przed epidemią było w ciężkim kryzysie. Spadające ceny węgla i malejący popyt mogą być dla Śląska niebezpieczne niczym wirus.
Dane o marcowej produkcji sprzedanej polskiego przemysłu potwierdzają stan wygaszania gospodarki: są o 11,3 proc.