Komunikaty, ile firm już zwróciło się o pomoc, nie zastąpią rzetelnej odpowiedzi na pytanie, ile ją naprawdę otrzymało. I dlaczego wsparcie nie należało się innym potrzebującym, decyzją rządu i bez własnej winy pozbawionym kompletnie źródeł dochodu. A także dlaczego aż tak długo trzeba czekać na rozpatrzenie wniosku. „Rozpatrzenie” z definicji oznacza, że urzędnik musi się nad wnioskiem pochylić, a jak się pochyli, może zauważyć błędy. Potem ktoś może go próbować rozliczyć z tego, że mimo błędów rozpatrzył pozytywnie. Lepiej nie ryzykować.
Czytaj też: Nowa tarcza antykryzysowa. Pięć kluczowych zmian
Rząd ratował miejsca pracy. Ile uratował?
Informacje, że zwracający się o wsparcie robili błędy we wnioskach, nie ośmieszają potrzebujących, ale tych, którzy te formularze i kryteria pomocy wymyślili. Tak sformułowali warunki pomocy, by nie musieć pomagać, ale mieć w sprawie odmowy alibi, tzw. dupokrytkę. Rezultat jest żałosny, słyszymy bowiem, ile pieniędzy wpływa na konta potrzebujących przedsiębiorców w sąsiednich krajach, ale we własnym ciężko spotkać takiego, który gotówkę zobaczył.
Przy tarczy 1.0 rząd zapewniał, że celem jest ratowanie miejsc pracy. Ile ich uratował? Dlaczego tak ciężko trafić na uratowanych? Dlaczego tarcza okazała się nieskuteczna? Rząd najwyraźniej nie był ciekaw odpowiedzi. Jeszcze była nadzieja, że tarcza 2.0 błędy naprawi, zmniejszy biurokrację, rozszerzy grono beneficjentów i gotówka nareszcie popłynie. Nie popłynęła, więc w ostatnich dniach marca przedsiębiorcy zaczęli firmy likwidować, nie chcąc pogrążać ich w długach.