Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Tarcz przybywa, z pomocą dla przedsiębiorców krucho

Samochodowy protest przedsiębiorców w Katowicach Samochodowy protest przedsiębiorców w Katowicach Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Co kilka dni rząd wymyśla kolejną tarczę, która okazuje się dziurawa. Przedsiębiorstwa czekają na wsparcie, a kolejka potrzebujących się wydłuża. A rząd nie kusi się na analizę skuteczności narzędzi, które wymyślił.

Komunikaty, ile firm już zwróciło się o pomoc, nie zastąpią rzetelnej odpowiedzi na pytanie, ile ją naprawdę otrzymało. I dlaczego wsparcie nie należało się innym potrzebującym, decyzją rządu i bez własnej winy pozbawionym kompletnie źródeł dochodu. A także dlaczego aż tak długo trzeba czekać na rozpatrzenie wniosku. „Rozpatrzenie” z definicji oznacza, że urzędnik musi się nad wnioskiem pochylić, a jak się pochyli, może zauważyć błędy. Potem ktoś może go próbować rozliczyć z tego, że mimo błędów rozpatrzył pozytywnie. Lepiej nie ryzykować.

Czytaj też: Nowa tarcza antykryzysowa. Pięć kluczowych zmian

Rząd ratował miejsca pracy. Ile uratował?

Informacje, że zwracający się o wsparcie robili błędy we wnioskach, nie ośmieszają potrzebujących, ale tych, którzy te formularze i kryteria pomocy wymyślili. Tak sformułowali warunki pomocy, by nie musieć pomagać, ale mieć w sprawie odmowy alibi, tzw. dupokrytkę. Rezultat jest żałosny, słyszymy bowiem, ile pieniędzy wpływa na konta potrzebujących przedsiębiorców w sąsiednich krajach, ale we własnym ciężko spotkać takiego, który gotówkę zobaczył.

Przy tarczy 1.0 rząd zapewniał, że celem jest ratowanie miejsc pracy. Ile ich uratował? Dlaczego tak ciężko trafić na uratowanych? Dlaczego tarcza okazała się nieskuteczna? Rząd najwyraźniej nie był ciekaw odpowiedzi. Jeszcze była nadzieja, że tarcza 2.0 błędy naprawi, zmniejszy biurokrację, rozszerzy grono beneficjentów i gotówka nareszcie popłynie. Nie popłynęła, więc w ostatnich dniach marca przedsiębiorcy zaczęli firmy likwidować, nie chcąc pogrążać ich w długach.

Czytaj także: Tarcza, czyli listek figowy

Skandal ze zwolnieniami mailem

Minął kwiecień, wkrótce GUS ogłosi, ile firm w kolejnym miesiącu zostało zlikwidowanych. Przy nowych tarczach o ratowaniu miejsc pracy było już coraz ciszej, a gdy wyciekły założenia do tarczy 3.0 – wybuchł wręcz skandal. Już nie o ratowanie pracowników chodziło, ale o to, by firmy mogły się ich pozbywać łatwo, bez zbędnych ceregieli, najlepiej mailem. Na pierwszy ogień miały pójść osoby w wieku emerytalnym i posiadające inne źródła dochodu, np. umowy zlecenia lub o dzieło.

Skoro tak wielu z nas pracuje już zdalnie, to wręczenie wymówienia może się okazać dla pracodawcy niewykonalne, rząd chce mu więc pomóc. Nawet „Solidarność”, chętnie autoryzująca różne pomysły PiS, zapowiedziała protesty. Wyglądało na to, że na tak antypracownicze pomysły musiała wpaść któraś z organizacji biznesowych, żądających uelastycznienia prawa, ale podobno za pomysłem stali sami autorzy tarczy 3.0. Na szczęście po ujawnieniu przecieku szybko się z niego wycofali.

Czytaj też: Duda i Morawiecki dali koncert życzeń. Tarcza napędzi inflację

Tarcza 4.0, czyli ochronić przed przejęciami

Teraz mamy tarczę 4.0. Po co? Czy do ograniczenia odpraw zwalnianych pracowników do dziesięciokrotności płacy minimalnej trzeba aż ogłaszać kolejną tarczę? To przecież problem głównie nominatów partyjnych, zajmujących intratne posady w spółkach skarbu państwa, którzy nieźle się obłowili na karuzeli stanowisk. Z kryzysem, w jakim pogrąża się gospodarka, niewiele ma to wspólnego, a jeszcze mniej z ratowaniem jej z zapaści. Czy prawo do czasowego zawieszenia wpłat na fundusz socjalny przez firmę, której spadają przychody, trzeba koniecznie szumnie nazywać tarczą? Albo nawet decyzję, aby gospodarstwom domowym nie odcinać prądu, ciepła czy gazu, bo z powodu nagłej utraty źródeł dochodu nie są w stanie uregulować rachunków?

A może bez ogłaszania tarczy 4.0 rząd nie dotarłby do społeczeństwa z informacją, że będzie chronił polskie firmy o znaczeniu strategicznym przed przejęciem przez spółki spoza Unii? Problem jest realny, im mniej skuteczna pomoc państwa w ratowaniu firm przed zapaścią finansową, tym większe niebezpieczeństwo, że ich właściciele wkrótce będą musieli je sprzedać, być może firmom z Azji. Byłaby to niewątpliwa szkoda dla gospodarki, inne unijne kraje także próbują się temu przeciwstawić.

Czytaj też: Kto się nie zmieści za rządową tarczą? Luki w przepisach

Duzi też mogą potrzebować pomocy

Polskim panaceum na wrogie przejęcia firm telekomunikacyjnych, energetycznych, medycznych, farmaceutycznych, logistycznych, transportowych czy żywnościowych ma być konieczność uzyskania zgody Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który – jak łatwo się domyślić – takiej zgody nie udzieli. I co, problem załatwiony? A dlaczego wcześniej, mając tyle tarcz na podorędziu, państwo takim strategicznym firmom pomocy nie udzieliło? Przecież się o nią zwracały i – niestety – ciągle czekają. To jak na brak wsparcia mają narzekać firmy niestrategiczne? Jaki los je czeka? Brak zgody UOKiK na przejęcie takiej pomocy przecież nie zastąpi.

Mając cztery tarcze, rząd nie potrafi skutecznie pomóc firmom małym i średnim, do których przede wszystkim są one adresowane. Arkadiusz Krężel, były prezes Agencji Rozwoju Przemysłu, obecnie w biznesie prywatnym, słusznie zauważa, że zaczynają się odmrażać firmy duże i wkrótce im także pomoc będzie potrzebna. Poduszki finansowe, jeśli je mają, skończą się w okolicy czerwca. Nie będzie z czego płacić załogom, jeśli popyt na nowe samochody, pralki czy telewizory nie będzie wystarczająco duży. Tymczasem badania pokazują, że wprawdzie Polacy bardzo rwą się do pracy, ale już niekoniecznie do wydawania pieniędzy. Boimy się inflacji, bezrobocia, chcemy coś odłożyć na czarną godzinę. Jeśli nie zaczniemy wydawać, fabryki zaczną zwalniać ludzi, proces pogrążania się w zapaści przyspieszy. Żeby go zahamować, państwo musi pomóc. Nawet jeśli właścicielem fabryk zatrudniających Polaków jest kapitał zagraniczny.

Czytaj też: Nadchodzi wielki przełom w ekonomii

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną