Firmy upadają stojąc
Przedsiębiorcy o tym, z czym się dziś muszą mierzyć i ile jeszcze przetrwają
Stół z powyłamywanymi nogami
Piotr Wójcik, prezes firmy Meble Wójcik.
Jeszcze dwa miesiące temu sektor meblarski był postrzegany jako jedna z lokomotyw polskiego eksportu.
Faktycznie, nasza branża rozwijała się szybko. Moja firma zanotowała rekordowe wyniki w poprzednim roku. Przekroczyliśmy 0,5 mld zł przychodów. W kryzys weszliśmy rozpędzeni, ale hamowanie było bardzo gwałtowne. W ciągu zaledwie dwóch dni w marcu nasz portfel zamówień na kolejne dwa miesiące stopniał o 80 proc. To było jak efekt domina. Najpierw zamknięto sklepy w Austrii, Niemczech i Polsce, zaraz potem przepełnione magazyny przestały przyjmować towary, a nasze zamówienia zostały przez wielu kontrahentów anulowane.
A co z zakładami produkcyjnymi?
Mamy trzy, wszystkie znajdują się w Elblągu. Na początku kwietnia musieliśmy całkowicie wstrzymać produkcję – nie z powodu zagrożenia epidemiologicznego, bo nikt z naszych pracowników na szczęście nie zachorował, ale przez brak popytu zarówno w Polsce, jak i za granicą, dokąd wysyłamy prawie 80 proc. naszych mebli.
Czy nadal wszystkie fabryki są zamknięte?
Na szczęście 20 kwietnia mogliśmy częściowo wznowić produkcję. Jeden z naszych zakładów działa w miarę normalnie, drugi pełni funkcję uzupełniającą, a trzeci zahibernowaliśmy. W sumie wykorzystujemy ok. 30–40 proc. mocy produkcyjnych.
Zaczęliście już zwalniać pracowników?
Żadnych zwolnień nie było i – mam nadzieję – nie będzie. Zatrudniamy 1,5 tys. osób i zrobię wszystko, żeby tyle zostało. Jesteśmy firmą rodzinną, założył ją mój tata, który teraz przewodniczy radzie nadzorczej. On też przeżywał różne kryzysy, ale zawsze starał się utrzymać załogę.