Decyzja o pożegnaniu mentoli zapadła już w 2014 r., ale jej wykonanie zostało odroczone, by dać palaczom czas na porzucenie starych upodobań. Także by firmy tytoniowe mogły się przygotować, bo zniknąć miał potężny fragment ich biznesu. Choć liczba palaczy wolno spada, to wartość europejskiego rynku przekroczyła już 200 mld dol. i rośnie, bo Europejczycy coraz więcej chcą wydawać na używki. Dla Polski ma to szczególne znaczenie. Większość tytoniowych produktów ma u nas mentolową wersję (pomyśleć, że w czasach PRL wystarczały tylko zefiry).
– W marcu 2020 r. segment papierosów mentolowych i z mentolową kapsułką miał według firmy badawczej Nielsen około 28,5 proc. udziałów w krajowym rynku wyrobów tytoniowych – wyjaśnia Adam Suchenek z Philip Morris Polska Distribution. Dodaje, że nie bez znaczenia były zapewne zapasy robione przez amatorów mentoli. Większymi miłośnikami tego rodzaju papierosów w UE są tylko Finowie. A poza tym nasz kraj jest trzecim na świecie, a drugim w UE eksporterem papierosów (ponad 4 mld dol. rocznie), więc nie jest to obojętne dla budżetu.
Rynek siadł
W 2014 r. uchwalenie unijnego zakazu mentolowego zmroziło nie tylko przemysł tytoniowy, ale i polski rząd, który postanowił wnieść skargę do luksemburskiego trybunału. Przyłączyła się Rumunia, która jest także wielkim papierosowym centrum produkcyjnym. TSUE jednak skargę oddalił. „Mentol, podobnie jak inne charakterystyczne aromaty, może prowadzić do złagodzenia ostrego, gryzącego smaku dymu tytoniowego, jaki zazwyczaj mają papierosy. W ten sposób powstaje poważne zagrożenie, że papierosy aromatyzowane ułatwią niepalącym rozpoczęcie konsumpcji tytoniu, a palaczom z przyzwyczajenia utrudnią zerwanie z uzależnieniem” – stwierdzili sędziowie.