Huzar – taki będzie sygnał wywoławczy (callsign HZR) nowej polskiej linii lotniczej. Nazywa się ona... Lot Polish Airlines SA. Brzmi znajomo? Nie chodzi jednak o Polskie Linie Lotnicze Lot (callsign LOT), ale o nowo powstałą spółkę, która dopiero uzyskuje stosowne uprawnienia i kołuje przed startem. Należy, tak jak PLL Lot, do państwowej Polskiej Grupy Lotniczej. I na tym oficjalne informacje się kończą. Reszta to tajemnica handlowa, którą zastąpić muszą spekulacje, wśród których dominuje koncepcja, że chodzi o budowę szalupy ratunkowej, do której niebawem zostanie przeniesiona działalność tonącego PLL Lot. Ten Huzar, według niektórych, to wskazówka, że nowy Lot może ratunku szukać w Budapeszcie, bo huzarzy to przecież formacja wojskowa pochodząca z Węgier. A właśnie tam od roku PLL Lot ma hub, czyli centrum przesiadkowe, drugie obok warszawskiego lotniska Chopina. Węgrzy, od 2012 r., kiedy upadł Malev, nie mają własnej narodowej linii i nasz Lot stara się im to wynagrodzić, nie zważając, że Budapeszt jest siedzibą i główną bazą Wizz Air, jednej z największych prywatnych europejskich tanich linii.
Latające duchy
Wizz Air, jak na te trudne czasy, miewa się wyjątkowo dobrze. Przywrócił już 77 proc. połączeń, planuje kolejne, otwiera nowe bazy i rozpycha się, by wzmocnić swoją pozycję, gdy inni ledwie ciągną. W tym czasie PLL Lot, jak wielu innych narodowych przewoźników, walczy o życie. Ratunek niosą im macierzyste rządy, do linii lotniczych płyną więc miliardy dolarów. Tak wielkiej akcji pomocy publicznej w branży lotniczej od czasów braci Wright jeszcze nie było.
Transport powietrzny odznacza się wyjątkowo dużym udziałem kosztów stałych, więc nawet jeśli samoloty stoją uziemione, funkcjonowanie firm pochłania masę pieniędzy.