Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego (MSPO) w Kielcach to jedna z najważniejszych polskich imprez targowych. W europejskiej branży zbrojeniowej uznawana jest za trzecią, po paryskich targach Eurosatory i londyńskich DSEI. Te w Paryżu i Londynie odbywają się naprzemiennie, w tym roku w czerwcu kolej wypadała na Francję. Organizatorzy ogłosili jednak, że z powodu Covid-19 zapraszają dopiero za dwa lata. Mimo to dr Andrzej Mochoń, prezes Targów Kielce, nie dopuszczał nawet myśli, by tegoroczny polski salon miał także zostać odwołany. Przeciwnie – uznał, że pojawia się dla Kielc szansa, bo MSPO stawała się w tym roku jedynym dużym europejskim wydarzeniem handlowym w branży zbrojeniowej. – Przecież pandemia nie unieważnia zagrożeń, z którymi musimy się dziś mierzyć. Sytuacja polityczna jest niespokojna, przybywa punktów zapalnych – tłumaczy prezes Mochoń. Kiedy na początku czerwca ogłoszono czwarty etap odmrażania gospodarki, obejmując nim imprezy targowe, znikły też przeszkody formalne.
Inaczej patrzyła na to Polska Grupa Zbrojeniowa, państwowy koncern grupujący producentów sprzętu i uzbrojenia dla wojska, partner strategiczny MSPO i największy wystawca. „Organizacja targów w obecnej sytuacji jest dla nas przedsięwzięciem o podwyższonym ryzyku, które wymaga już na tym etapie podjęcia konkretnych zobowiązań finansowych, nie gwarantując w żaden sposób oczekiwanych korzyści biznesowych” – napisano w oświadczeniu rozesłanym do mediów. Z niego prezes Mochoń dowiedział się, że główny partner MSPO zamierza zdezerterować. Potem zaczęły się negocjacje i zakulisowe zabiegi, by tego nie robił. Dopiero po deklaracji premiera, że PGZ do Kielc jednak pojedzie, tegoroczny salon był uratowany.
Ale będzie to salon mocno okrojony, bo PGZ wprawdzie się pojawi, ale bez broni, którą zawsze wystawiała.