Z danych Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN wynika, że jeszcze przed pandemią do 20 proc. sołectw nie docierał żaden autobus, a wiele innych miało tylko pojedyncze kursy szkolne. Koronawirus dokonał jednak ostatecznego spustoszenia. Gdy zamknięto szkoły i urzędy, przewoźnicy znaczną część istniejących połączeń zawiesili.
Latem część kursów stopniowo przywrócono, a inne na dobre zlikwidowano. Iskierką nadziei dla autobusowego transportu zbiorowego jest jeszcze wrześniowy powrót uczniów do szkół, bo gminy muszą zapewnić im dojazd. Jednak wiele takich połączeń jest niedostępnych dla reszty pasażerów.
Tymczasem Fundusz Rozwoju Przewozów Autobusowych (FRPA) ma kłopot nie z brakiem pieniędzy, ale z ich nadmiarem. W 2019 r. jego budżet wynosił 300 mln zł, ale wśród chętnych na dopłaty do kursów udało się rozdzielić zaledwie 19 mln zł, czyli 6 proc. W tym roku fundusz urósł do 800 mln zł, ale chętnych było tylko na 59 mln zł subwencji. W maju odbył się kolejny konkurs, już na innych zasadach. Wcześniej z funduszu każdy korzystający z FRPA samorząd dostawał złotówkę dopłaty do kosztu obsługi kilometra linii. Teraz, w związku z nikłym zainteresowaniem i skutkami pandemii, ta dotacja wzrosła do trzech złotych. Jednak zainteresowanie wciąż jest nikłe. W niektórych województwach udało się rozdysponować 20 proc. zarezerwowanych środków, w innych zaledwie kilka procent.
Dotknięci wykluczeniem
Wsie i małe miejscowości, najbardziej dotknięte wykluczeniem komunikacyjnym, zamieszkuje żelazny elektorat PiS. Odbudowanie transportu zbiorowego na tych obszarach leży zatem jak najbardziej w interesie partii. Tyle że wielu samorządowców gmin i powiatów nie chce korzystać z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych. Z różnych powodów. – Fundusz przyznaje dotacje tylko na rok, zamiast od razu na kilka lat, więc samorządy nie mogą planować długofalowo.