Każdego roku w grudniu duński bank inwestycyjny Saxo publikuje słynne „szokujące prognozy”. To rodzaj intelektualnej zabawy, jakiej oddają się przed świętami bankowi analitycy. Rozważają dziesięć zdarzeń, do jakich może dojść w nadchodzącym roku, zwykle mało prawdopodobnych, których jednak całkowicie wykluczyć się nie da. Gdyby się zdarzyły, miałyby poważne, a czasem przełomowe konsekwencje dla polityki i gospodarki.
Gdy dziś czyta się zeszłoroczne przepowiednie, łza się w oku kręci. W chwili, gdy w Chinach umierali pierwsi chorzy na tajemniczą chorobę wirusową, analitycy straszyli możliwością upadku zielonej energetyki, podwyżkami stóp EBC, kryzysem w Szwecji i hungarexitem, czyli wyjściem Węgier z UE (o polexicie nie wspomnieli). Z kolei analitycy Polskiego Instytutu Ekonomicznego wieszczyli w tym samym momencie możliwy krach giełdowy wywołany przez algorytmy, kryzys zadłużenia korporacji, spowolnienie w Chinach i blackout energetyczny w Polsce. Ale scenariusz, w którym za kilka tygodni wirus rzuci cały świat na kolana, nie przyszedł duńskim ani polskim analitykom do głowy. Był zbyt nieprawdopodobny.
Takie dramatyczne wydarzenia zmieniające reguły gry, których nie sposób przewidzieć, ekonomiści nazywają czarnymi łabędziami. Autorem tego pojęcia jest prof. Nassim Nicholas Taleb, amerykański ekonomista i filozof libańskiego pochodzenia. Zajmuje się badaniami nad przypadkowością i niepewnością i w 2007 r. opublikował książkę „Czarny łabędź. Jak nieprzewidywalne zdarzenia rządzą naszym życiem”, która okazała się szalenie inspirująca dla ekonomistów. I tak czarny łabędź wypłynął na szerokie wody ekonomii.
Pandemia przewidziana
Dlaczego jednak akurat ten ptak stał się ikoną nieprzewidywalności? To zaskakująco stara historia.