Kartą czy gotówką? – pyta klientów stojąca przy kasie pani Maria. Większość sięga po kartę i zbliża ją do terminala. Krótkie „bip”, potem sakramentalne pytanie „drukować potwierdzenie?” i klient szybko wychodzi ze sklepu. Pani Maria jeszcze niedawno była pracownicą banku, ale tam teraz zwalniają, więc prowadzi mały sklep znanej sieci na warszawskim osiedlu. – Mało kto dzisiaj płaci gotówką. Ale jeśli płaci, to zwykle wyciąga setkę albo dwusetkę, nawet jeśli kupuje batona albo paczkę papierosów. Pewnie wziął z bankomatu i chce przy okazji rozmienić. Zwłaszcza rano z takimi klientami jest utrapienie, bo nie mam jeszcze w kasie tyle, żeby każdemu wydać resztę. Wtedy mówię, żeby poszukali kogoś, kto im rozmieni, bo inaczej niczego im nie sprzedam.
Covid-19 sprawił, że skłonność Polaków do korzystania z płatności bezgotówkowych radykalnie wzrosła. Jeśli w 2019 r. udział gotówki w płatnościach wynosił 54 proc., to w 2020 r. spadł do 47 proc. Wpływ na to miały zalecenia, by unikać kontaktu z banknotami i monetami, na których mogą gromadzić się wirusy. Główny inspektor sanitarny radził, by korzystać z rozliczeń bezgotówkowych, najlepiej kartami zbliżeniowymi, żeby niczego nie dotykać. Potem okazało się, że zagrożenie było wyolbrzymione. Wiosenne zamknięcie gospodarki skłoniło nas do większych zakupów w internecie, co dodatkowo ograniczyło wydawanie gotówki.
Paradoksalnie w tym samym momencie zapragnęliśmy gotówkę mieć pod ręką. W marcu Polacy wypłacali pieniądze z bankomatów i kas bankowych w takim tempie, że Narodowy Bank Polski musiał interwencyjnie uruchamiać swoje zapasy banknotów. Udział pieniądza gotówkowego w obiegu, poza systemem bankowym, zaczął szybko rosnąć. W całym 2020 r. wzrósł o 83 mld zł, dochodząc do 321 mld zł.