Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Nie daj się zwariować

2007 rok - rynek nieruchomości w szczycie

Hasło na dziś: kupuj rozważnie. W czasach, gdy na rynku nieruchomości panuje chaos, a ceny sięgają sufitu, pochopnej decyzji można żałować dokońca życia. Tym bardziej że sytuacja powoli powinna się uspokajać. Przewrotnie pocieszamy: teraz może być już tylko lepiej. Bo jest źle, anawet bardzo źle.

Sprzedaż mieszkań w nowych osiedlach w Warszawie wygląda ostatnio jak uroczyste otwarcie centrum handlowego: przed biurem dewelopera na wiele godzin wcześniej kłębią się tłumy chętnych. Ochroniarze pilnują porządku, tworzą się społeczne listy kolejkowe. Sęk w tym, że w środku nie ma żadnych promocji. Cena metra 8 tys. zł plus obowiązkowe miejsce w garażu w cenie nowego auta. Ludzie chwytają co jest, niezależnie od piętra, rozkładu, przyszłego widoku z okna. Bywa i tak, że deweloper zaledwie zdążył ogrodzić teren przyszłego osiedla. Tak jak w przypadku inwestycji La Lumiere na Wilanowie, gdzie francuska firma Bouygues Immobilier podpisywała tzw. umowy rezerwacyjne i pobierała jako zaliczkę 5 proc. wartości mieszkania, choć nie miała jeszcze pozwolenia na budowę, a prowadząca do osiedla ulica była dopiero w planach miasta. Renomowana firma pozwolenie dostała i osiedle powstaje. Ale sytuacja, kiedy sprzedaje się mieszkanie, zanim jeszcze ułożono pierwszą cegłę, staje się normą. A jeszcze niedawno uchodziła za kuriozum.
Podobnie jak i same umowy rezerwacyjne. W świetle prawa to niewiele warte świstki papieru; jeżeli nie zostały zawarte jako umowa przedwstępna w formie aktu notarialnego, nie dają klientowi żadnych praw do nieruchomości (więcej na s. xxx.). Niektórzy deweloperzy skrzętnie to wykorzystują. Na przykład Pirelli Pekao Real Estate rezerwującym klientom obiecał dwa lata temu cenę 5 tys. zł za metr. Gdy po roku ceny poszybowały, a na plac budowy dopiero wchodziły pierwsze ekipy, firma uznała, że rezerwacji nie będzie honorować. Ci, którzy nadal byli zainteresowani, mieli, owszem, pierwszeństwo w kupnie mieszkania, ale już po 6–8 tys. zł za m kw. Bywa, że nawet uznani deweloperzy świadomie zatrzymują sprzedaż mieszkań. Pozwalają kupić na przykład tylko połowę z budowanego bloku, a resztę sobie zostawiają.

Reklama