List jest pełen goryczy: „My, zwykli ludzie, na skutek złej woli gminy Krokowa cierpimy. Większość z nas to emeryci, którzy ciężko uciułane pieniądze przeznaczyli kiedyś na zakup działki nad morzem z nadzieją na spokojny wypoczynek, a teraz są tylko niepotrzebne nerwy i upokorzenia. W przeciwieństwie do tych »panów« – właścicieli pensjonatów i licznych działek, my nie możemy niczego na naszych działeczkach postawić. (...) możemy sobie na nich tylko pooddychać (tak wyraziła się pracownica Urzędu Gminy)”.
Autorka, mieszkanka Polski centralnej, 20 lat temu kupiła mały kawałek roli w nadmorskich Dębkach. Ale gmina Krokowa pod zabudowę przeznaczyła inną część miejscowości – zachodnią. Wschód, wraz z włościami skarżącej się pani, ma pozostać łąką. Na kilka czy kilkanaście lat? Na zawsze? Decyzja należy do gminy.
Osób w podobnej sytuacji w samej gminie Krokowa wciąż przybywa. Bo wyprzedaż nadmorskich łąk w Karwieńskich Błotach i Dębkach, w ofertach określanych często jako działki rekreacyjne, zainaugurowana na początku lat 90. XX w., trwa nadal.
Szatkowanie
Zaczęło się od tego, że w 1990 r. uchylono przepisy ograniczające swobodę dzielenia gruntów rolnych na działki. I zaraz dwie spółdzielnie rolnicze z Krokowej, zagrożone bankructwem, przystąpiły do szatkowania i wyprzedaży. W ich ślady poszli rolnicy indywidualni. Skrawki nadmorza były małe (500–600 m kw. i mniej) i początkowo taniutkie. Sprzedawały się jak ciepłe bułki. Kupowała cała Polska, nie bacząc, że to grunty rolne. To były czasy odreagowywania PRL, czasy narodzin mitu „świętej własności”. Ludzie wychodzili z założenia, że skoro można ziemię podzielić i sprzedać, to budować też będzie wolno. Podobno gmina wtedy zachęcała i obiecywała przekształcenia.