Niebawem święta, po których zostanie nam trochę wspomnień, lepszych lub gorszych prezentów oraz góra kartonów, pudełek, toreb, kolorowych papierów, styropianowych wytłoczek, butelek i resztek jedzenia. Jeśli segregujemy śmieci, wrzucimy je do kolorowych pojemników z miłym poczuciem, że żyjemy eko i dbamy o planetę. No bo co możemy więcej zrobić? Nie zaprzątamy sobie głowy tym, co dalej stanie się z naszymi odpadkami. Chcemy wierzyć, że zajmą się nimi fachowcy, za to płacimy im, i to niemało.
Samorządy ogłaszają właśnie podwyżki opłat śmieciowych, a nowe ceny przyprawiają o ból głowy. To uboczny efekt najnowszej nowelizacji ustawy o odpadach, będącej implementacją unijnej dyrektywy zobowiązującej państwa członkowskie, by do 2035 r. 65 proc. odpadów komunalnych nadawało się do ponownego użycia lub recyklingu, a na składowiska trafiło nie więcej niż 10 proc. Dziś trafia ponad 40 proc.
Instytut Ochrony Środowiska – Państwowy Instytut Badawczy opublikował właśnie analizę kosztów gospodarki odpadami komunalnymi, wyliczając przyczyny śmieciowej drożyzny. Jej skala jest na tyle duża, że nie pozostaje bez wpływu na inflację. Wśród najważniejszych czynników są rosnące wymagania środowiskowe związane ze zbieraniem, odzyskiem i unieszkodliwianiem odpadów. Rosną opłaty za składowanie, co wiąże się z coraz wyższymi opłatami za korzystanie ze środowiska, ale też z rosnącymi wymaganiami technicznymi, w tym m.in. koniecznością instalacji monitoringu wizyjnego. Brakuje PSZOK-ów, czyli punktów selektywnej zbiórki odpadów komunalnych gromadzących tzw. trudne śmieci.
Sortownie odpadów są w niewielkim stopniu zmechanizowane i korzystają głównie z pracy ręcznej, a wiadomo, że dziś trudno o pracowników i sporo kosztuje ich wysiłek. Wciąż niski jest poziom odzysku surowców i recyklingu odpadów – ubolewają autorzy analizy.