Rysiek okno dachowe wymyślił jeszcze jako dziecko. Kiedy do ich rodzinnego domu w Tymbarku przyjeżdżali goście, brakowało miejsca i chłopak musiał spać na strychu. Światło dochodziło przez przeszklone dachówki, ale pocił się, bo brakowało powietrza. Gdy jako student pojechał pierwszy raz na Zachód, stwierdził zdumiony, że oni już te wymyślone przez niego okna mają. To go utwierdziło w słuszności życiowych planów.
W to, że w ogóle ma jakieś plany na przyszłość, najbardziej wątpili jego wykładowcy. Florek studiował na Politechnice Krakowskiej dziesięć lat. Wtedy od nauki ważniejsze były saksy oraz Akademicki Związek Studencki. Z Jackiem Radkowiakiem, też studentem, remontowali mieszkania. Florek – niemieckie, Radkowiak – częściej w Anglii i Szwecji. Ta szkoła bardzo im się później przydała.
– Właściciel zostawiał nam upoważnienie do konta w banku oraz klucze i przyjeżdżał po urlopie do nowego mieszkania – wspomina Ryszard Florek. Sam pracując na czarno, legalnie musiał zatrudniać niemieckich elektryków i hydraulików, ponieważ do tego rodzaju prac potrzebne były uprawnienia. Jako pierwszy klient trafił się doktor. Potem, z jego polecenia, zgłaszała się cała kadra naukowa jednej z niemieckich uczelni. Do niemieckiego grafiku remontów Florek dostosowywał program swoich polskich studiów. Poza tym prezesował Akademickiemu Związkowi Sportowemu, w którym był także instruktorem narciarskim. Dziś mówi, że w związku nauczył się kierowania i współpracy z ludźmi.
W końcówce lat 70. studencka ekipa remontowa z Polski budziła spore zaciekawienie niemieckiej kadry profesorskiej. W długich rozmowach Florek odbierał pierwsze lekcje kapitalizmu.
Ryszarda Florka z Nowego Sącza znają wszyscy dekarze świata. Co piąte okno, jakie montują w dachach domów w Europie, Ameryce czy Azji, pochodzi z jego Fakro.
Polityka
45.2006
(2579) z dnia 11.11.2006;
Gospodarka;
s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Wyskoczył przez okno"
Reklama