Galeria Madison w sercu Gdańska, na fasadzie budynku nad szyldami znanych sieciówek góruje logo CTO – Centrum Taniej Odzieży. Sklep zajmuje 1000 m kw. drugiego piętra, tuż obok punktów gastronomii. Działa od kwietnia. Wcześniej ogromny lokal zajmowało obuwie znanej firmy CCC. Teraz połowa powierzchni przypada na odzież wycenioną – używaną i nową z różnych outletów, z wyprzedaży marek, które, jak np. Orsay, likwidują swoje sklepy.
Drugą połowę zajmuje odzież na wagę dostarczana raz w tygodniu. Im dalej od dnia dostawy, tym niższa cena za kilogram. W ostatni dzień towar sprzedaje się jak leci, już nie na wagę, ale po 5 zł za sztukę. – Ostatnio wełnianą marynarkę, nówkę, mężowi kupiłam w tej cenie – zachwala pani pracująca w Madisonie. Efekt? Najazdu klientów mogą pozazdrościć sieciówki po sąsiedzku.
Druga ręka do góry
Zero lumpeksowego zapaszku. Odzież wisi na wieszakach. Jest trochę regałów z torebkami, butami i rozmaitościami (dekoracje do mieszkań, sprzęty gospodarstwa domowego). Świat przesytu spotyka się tu z obrazem świata deficytu. Na ścianach wielkie hasła na pomarańczowym tle: „ekologia”, „recykling”, środowisko”. Czy ten ekologiczny komponent stał się przepustką otwierającą drogę do galerii?
Katarzyna Łaszkiewicz, marketing menedżerka Madisona, krzywi się na słowo „przepustka”. Mówi, jak poważnym problemem jest nadprodukcja odzieży, krótkotrwałe używanie, a potem utylizacja. – Obserwowaliśmy rynek second handów od dwóch lat. Różne marki otwierały się na używaną odzież, powstał portal Vinted. Sami wpuściliśmy takiego operatora, bo dziś jest na to trend – podkreśla. – Choć koncept jest dość nowatorski i kontrowersyjny. Dużo osób hejtowało go w internecie: co to za czasy, że w galeriach są lumpeksy.