Pirat zmienia kurs
Akta Ubera: politycy, lobbyści, wielkie pieniądze. I długi ogon skandali
„Przemoc gwarantuje sukces”, „jesteśmy cholernie nielegalni”, „wszyscy jesteśmy piratami”, „zaakceptuj chaos” – to nie cytaty z powieści kryminalnej, ale wyimki z korespondencji prowadzonej przez szefów Ubera, największej internetowej platformy usług taksówkarskich. Ujawnił je w lipcu brytyjski dziennik „The Guardian” we współpracy z Międzynarodowym Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ). 124 tys. cyfrowych plików – maile, esemesy, zapisy dyskusji na wewnętrznych forach, prezentacje itd. – zwane aktami Ubera (Uber files) ukazują rolę, jaką w karierze Ubera odegrał lobbing i budowanie relacji z zaprzyjaźnionymi politykami. Firma inwestowała miliony, zatrudniając armię piarowców i lobbystów, w tym wielu byłych polityków o znanych nazwiskach z wielu krajów. Tylko w 2016 r. miała przeznaczyć na ten cel 90 mln dol.
Dzięki tej górze pieniędzy drzwi do gabinetów ludzi, od których zależał sukces Ubera, stawały otworem. Bez wsparcia m.in. Joe Bidena, prezydenta USA (wówczas wiceprezydenta); Emmanuela Macrona, prezydenta Francji (wcześniej ministra gospodarki za czasów Françoisa Hollande’a); Olafa Scholza, dziś kanclerza Niemiec (wówczas burmistrza Hamburga); Benjamina Netanjahu, wówczas premiera Izraela; czy Neeli Kroes, holenderskiej komisarz UE ds. konkurencji, a następnie wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej (potem doradczyni Ubera), nie byłyby możliwe tak błyskawiczne podboje taksówkarskiego rynku.
Podbojom tym nierzadko towarzyszył rozlew krwi, a nawet ofiary śmiertelne, bo lokalne środowiska taksówkarskie nie zamierzały oddawać Amerykanom ulic bez walki. To właśnie pod wrażeniem pierwszych rozruchów na ulicach Marsylii i Paryża Travis Kalanick, współtwórca i ówczesny szef Ubera, miał stwierdzić, że wszystko to firmie się opłaca.