Pozornie wszystko jest, jak być powinno: operatorzy telekomunikacyjni oferują już dostęp do sieci 5G w wielu miastach Polski, przybywa też na rynku sprzętu konsumenckiego obsługującego nowy standard – routerów, modemów, smartfonów. Plus, który jako pierwszy uruchomił komercyjną sieć 5G, reklamuje się, że może z niej korzystać już 19 mln Polaków. Także pozostali najwięksi operatorzy – Orange, T-Mobile i Play – starają się nie być gorsi.
Może więc nie jest aż tak źle? Wątpliwości w tej dziedzinie rozwiewa amerykańska firma Ookla specjalizująca się w analizie wydajności sieci internetowych (należy do niej popularny serwis SpeedTest). Ostatnio wzięła pod lupę sieci 5G w ośmiu państwach Europy Środkowo-Wschodniej, a wśród nich i Polski. Okazało się, że nawet w naszym regionie jesteśmy na szarym końcu. „Polska zajęła ostatnie miejsce w rankingu mediany prędkości pobierania 5G, a prędkości 5G były nieco ponaddwukrotnie wyższe niż 4G. Co jednak ważniejsze, wydaje się również, że polscy użytkownicy końcowi nie widzą dodatkowych korzyści, jakie może przynieść 5G, co zmniejsza popyt” – stwierdzają autorzy raportu. Liderem regionu jest Bułgaria. Tamtejsze sieci oferują najszybszą transmisję, średnio 406,97 Mb/s, za nią plasują się Chorwacja, Węgry, Rumunia, Słowenia i Słowacja. Czechy i Polska pozostają w tyle z prędkością odpowiednio 112,53 Mb/s i 73,12 Mb/s.
Spieszymy się powoli
Skąd tak duże różnice? Dlaczego polskie 5G jest tak powolne i przegrywa ze wszystkimi w okolicy? Odpowiedź jest prosta. To co dziś oferowane jest w Polsce, to towar 5G-podobny. Tak naprawdę to nieco szybsza wersja łączności 4G-LTE. – Nasza „wielka czwórka” operatorów oferuje usługi mobilne i stacjonarne 5G, wykorzystując pasma 2,1 GHz i 26 GHz, które zasadniczo służą do świadczenia usług 4G-LTE.