Mętne suplementy
Mętne suplementy. Nowe prawo uderzy w pacjentów. Zyska tylko dziki rynek
Z reklam telewizyjnych znikną osoby w białych fartuchach i ze stetoskopem na szyi udające lekarzy. Ci prawdziwi oraz przedstawiciele innych zawodów medycznych nie mogą w reklamach występować już od dawna. Teraz nie będą mogli się w nich pojawiać dietetycy, a właściwie grający ich aktorzy. Zakazane będą wszelkie akcesoria związane z leczeniem, np. ciśnieniomierz. Nie będzie wolno udawać wypisywania recept ani tym bardziej sugerować, że dodatki do diety z czegoś nas wyleczą. Do wszystkich odbiorców reklam trzeba będzie dotrzeć z wyraźnym komunikatem, że suplementy nie leczą. Są tylko dodatkiem do żywności, nie zastąpią właściwie zbilansowanej diety. Ucieczką przed restrykcjami nie będzie też nazywanie suplementów wyrobem medycznym.
Trudno z tym polemizować. Branża za uszami ma sporo. Popyt na suplementy rozkręcił się dlatego, że ich producenci celowo wprowadzali konsumentów w błąd, sugerując w reklamach, że działają tak samo jak leki. Sugerowanie, że „kaszel palacza” albo męskie kłopoty z oddawaniem moczu ustąpią po zażyciu reklamowanego suplementu, jest nie tylko nieuczciwe, ale może wywoływać wrażenie, że wizyta u lekarza jest zbędna.
Dzięki białym fartuchom czy stetoskopom reklamy suplementów nie różnią się od reklam leków OTC, czyli tych, które można kupić bez recepty, obiecują też to samo – uwolnienie się od dolegliwości zdrowotnych, ale różnią się zasadniczo. Każdy lek OTC przed wejściem na rynek musi być przebadany, a jego skuteczność terapeutyczna udowodniona. Suplementy diety właściwie nie mogą zawierać substancji leczniczych obecnych w lekach (dopuszcza się jedynie ich minimalne stężenie), dlatego przed wypuszczeniem na rynek nie są badane, tak jak nie bada się każdej partii kiełbasy czy ciasta ze śliwkami. Nie ma prawa w nich być niczego, co mogłoby konsumentowi zaszkodzić.