Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Zanim mleko się rozleje

PiS walczy o wieś: będzie doił mleczarnie. Skończy się jak w Janowie?

W polskim mleczarstwie zagraniczny kapitał ma znaczenie marginalne, współwłaścicielami najbardziej liczących się firm są rolnicy zrzeszeni w spółdzielniach mleczarskich. A ta spółdzielczość władzy podoba się coraz mniej. W polskim mleczarstwie zagraniczny kapitał ma znaczenie marginalne, współwłaścicielami najbardziej liczących się firm są rolnicy zrzeszeni w spółdzielniach mleczarskich. A ta spółdzielczość władzy podoba się coraz mniej. Shutterstock
Władza szuka sposobu, jak odzyskać głosy niezadowolonych rolników i umocnić swoją pozycję na wsi. Część planu to ciche upaństwowienie znanych spółdzielni mleczarskich.
Przejęcie kontroli nad spółdzielniami oznaczałoby dla polityków setki stanowisk, umocnienie wpływów politycznych, dostęp do rosnących zysków mleczarni.EAST NEWS Przejęcie kontroli nad spółdzielniami oznaczałoby dla polityków setki stanowisk, umocnienie wpływów politycznych, dostęp do rosnących zysków mleczarni.

Polscy konsumenci niekoniecznie zdają sobie sprawę, że przemysłem spożywczym rządzą u nas międzynarodowe giganty. Na rynku mięsa dominują dwie firmy globalne: chińska Shuanghui International, która wykupiła amerykańskiego Smithfield Foods, właściciela naszego Animexu i popularnej marki Krakus, oraz największa w Europie Danish Crown, do której należy Sokołów.

Dla wiernych od lat nabywców przetworów warzywnych marki Pudliszki nic się nie zmieniło, ciągle stoją na półkach polskich sklepów. Tyle że są amerykańskiego Heinza, który w Polsce nawet ketchup sprzedaje z logo Pudliszki. Winiary też ciągle są popularne, ale polskie fabryki zup i przypraw należą do szwajcarskiej Nestlé.

Jedyną „ostoją polskości” jest mleczarstwo. Tu zagraniczny kapitał ma znaczenie marginalne, współwłaścicielami najbardziej liczących się firm są rolnicy zrzeszeni w spółdzielniach mleczarskich. A ta spółdzielczość władzy podoba się coraz mniej.

Prof. Andrzej Kowalski, były już szef Instytutu Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, obserwował, jak po transformacji padały kolejne spółdzielnie, próbując ratować się wypłacaniem pracownikom pensji kostkami masła. Te lepiej zarządzane przejmowały kandydatów na bankrutów, a wraz z nimi ich dostawców mleka. Szczęśliwie, już w końcu lat 90., spółdzielnie mogły się ubiegać o „przedakcesyjne” pieniądze z Unii. Lobbowali za tym prezesi spółdzielni, z których kilku było nawet posłami PSL. Chodziło o utrzymanie poparcia dla ludowców wśród rolników, a rozwój przetwórstwa mleka gwarantował jego dostawcom zbyt i opłacalność.

Teraz PiS, walcząc o głosy tych samych rolników, przekonuje ich, że za dostarczone mleko dostają zbyt mało, bo spółdzielniami rządzą układy. Jeśli rząd zdobędzie kontrolę nad mleczarstwem i rozbije układ, który stworzyli prezesi pełniący od wielu lat swoje funkcje, ceny skupu pójdą w górę.

Polityka 6.2023 (3400) z dnia 31.01.2023; Rynek; s. 45
Oryginalny tytuł tekstu: "Zanim mleko się rozleje"
Reklama