„Szanowni Państwo. W związku z brakiem możliwości zapewnienia mieszkańcom Redy węgla po »preferencyjnej cenie« Gmina Miasto Reda wstrzymuje sprzedaż węgla w asortymencie groszek” – ogłosiły na Facebooku władze pomorskiego miasta. I wyjaśniły: „Z analizy lokalnego rynku wynika, że komercyjne składy węgla działające w Redzie i okolicy oferują workowany ekogroszek w cenie niższej lub równej tej, którą może zaoferować Gmina, a zakup nie jest obarczony całą procedurą administracyjną. W przypadku, gdy sytuacja na rynku węgla uległaby zmianie (wzrost cen na rynku lub obniżenie przez rząd ceny zakupu przez samorząd), Gmina wznowi sprzedaż tak, aby mieszkańcy mieli rzeczywistą możliwość zakupu po preferencyjnej cenie tj. niższej od rynkowej”.
Obarczenie samorządów obowiązkiem zaopatrzenia mieszkańców w węgiel było jednym ze sposobów, w jaki rząd usiłował walczyć z ubiegłorocznym kryzysem opałowym. Zmusił samorządy, by podjęły się nieznanej sobie roli operatora ostatniej węglowej mili. Czyli musiały kupować hurtowo węgiel od państwowych spółek, płacąc maksymalnie 1,5 tys. zł za tonę, i odsprzedawać mieszkańcom po cenie nie wyższej niż 2 tys. zł. I to wyłącznie swoim mieszkańcom, pod warunkiem że zarejestrowali domowy piec w Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków i dostali dodatek węglowy. Z tego tytułu przysługiwał im deputat, nie większy jednak niż 3 tony, i to w dwóch transzach, po półtorej tony. Do tego trzeba doliczyć jeszcze tonę papierów, bo wiadomo, że reglamentowana sprzedaż tak cennego dobra bez tego się nie obejdzie.
– Handel węglem wymaga odpowiedniego miejsca, sprzętu i ludzi. A przede wszystkim wiedzy, jak to się robi – wylicza Jerzy Murzyn, wójt gminy Bodzechów w województwie świętokrzyskim.